VITTORIA BARTOLOMEO
Niby nic, a jednak coś takiego
– tymi słowami można opisać ją nadzwyczaj precyzyjnie. No bo dziewczę nie lubi
się w oczy rzucać. Najchętniej zaszyłaby się gdzieś w kącie z ulubioną książką
i zapomniała o bożym świecie modląc się, by przy okazji on zapomniał o niej.
Kocha upalne, letnie dni, kiedy to może wyjść do parku, usiąść pod drzewem i
czerpać przyjemność z kontaktu z naturą. Pani filozof, aczkolwiek nie z
powołania. Nie lubi rozwodzić się na przyziemne tematy, jak egzystencja ludzka.
Ona boi się śmierci tak samo, jak starości. Obiecuje sobie, że kiedy tylko osiągnie
odpowiedni wiek (a któż może wiedzieć
jaki to tam dla niej odpowiedni będzie) zakończy swój żywot z godnością. Ot
by nikt nie musiał zajmować się niedołężną staruszką.
Wiele przeszła jak na
te swoje dwadzieścia jeden lat. Zamknięta w sobie? Owszem, i gdyby ktoś miał
okazję poznać jej historię – wcale by się nie zdziwił. Ale nikt się nie dowie,
co skłoniło Vittorię do przeprowadzki z Mediolanu. Nikt, chyba, że znajdzie
właściwą osobę, przed którą zechce się otworzyć.
Potrafi się uśmiechać
i dobrze bawić. Potrzebuje przyjaciół, chociaż otwarcie o tym nie powie. Cierpi
w samotności. Nikomu nie lubi zawracać głowy swoją własną osobą. Na pierwszy
rzut oka zdaje się być zupełnie bezbarwna.
Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak wiele może zmienić się po pierwszym
spotkaniu, miłej rozmowie, czy nawet kilku zamienionych zdaniach.
Właścicielka
trzypokojowego mieszkania i Ambry. Podwładna Righello. Trochę buntownicza. Zdecydowanie
nie nadaje się na popychadło. Swoje uzależnienia skrywa przed ludźmi. Pragnie
powrotu do Mediolanu, co niestety nie jest (i
nie będzie?) możliwe.
POWIĄZANIA ►
HISTORIE ►
Bez bicia się przyznaję, że karta poważnie wymęczona, ale mam nadzieję, że to nikogo nie zniechęci do Vittorii :) Także my się bardzo ładnie witamy i zapraszamy do wątkowania. Buźki użyczyła Sara Sampaio. |
piątek, 21 czerwca 2013
Im szczęśliwsi mogą być ludzie, tym bardziej nieszczęśliwi się stają.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
[Ale piękna pani na gifie! *,* Zapraszam do wątków z Leosiem.]
OdpowiedzUsuńLeon Bocaccio
[ miałam brać Sare na wizerunek, kiedy w mojej głowie, moja pani była kimś innym i młodszym. nie wyszło. :<]
OdpowiedzUsuńChiara
[Ale dzięki temu Sara została dla mnie :P Także pozostaje mi się cieszyć z tego, iż właśnie z jej wizerunku zrezygnowałaś ;d]
Usuń[Witam serdecznie. Bardzo dziękujemy za szablon. Jest przecudowny! :)]
OdpowiedzUsuń[Siatkówka jest pro <3 Hmm chętnie, jednakże czy robimy z powiązaniem, czy też nie?]
OdpowiedzUsuń[witam witam ! wątek chcę i można wymyślić coś z kotami, bo są to jedyne zwierzęta, które Eti uwielbia, więc jeśli któryś z kotków Vittorii jest ze schroniska tam się mogły poznać]
OdpowiedzUsuńEtienel G.
[hahahah, nie miałam pojęcia, że to zdjęcie zrobi taką furorę. Miło ^^]
OdpowiedzUsuńVeronica
[niestety nie dam rady bo primo się rozpływam, a sekundo zaraz wyjeżdżam ;< ]
OdpowiedzUsuńEtienel G.
[Niestety, jestem wyprana ze wszystkich pomysłów ;-;]
OdpowiedzUsuńVeronica
[A masz pomysł?] Danny
OdpowiedzUsuń[ Ach dziękuję. Sokoły faktycznie wymiatają :D ]
OdpowiedzUsuńG. Maniscalco
[ Fakt, może sobie przychodzić do sokolarni i ewentualnie pomagać albo sobie z nimi przebywać. Tam też sowy są, jastrzębie i rarogi, więc do wyboru, do koloru. Tylko gdybyś mogła zacząć... ]
OdpowiedzUsuńManiscalco
[Pasuje, zaczniesz? :D Danny]
OdpowiedzUsuń[Może Vit zgubiłaby psa? A Leo znalazłby go i postanowił przygarnąć. Zajmowałby się psinką, opiekował i stopniowo szukał właściciela. No i kiedy już by madame Vittoria dała o sobie znać, to byłyby problemy, bo Bocaccio zbytnio by się do Ambry przywiązał.]
OdpowiedzUsuńLeon Bocaccio
[No niestety, ten fetysz robienia smutnych postaci z przeżyciami ;_; Lubię dramaty.]
OdpowiedzUsuńVera
[Jeśli tylko uda Ci się wymyślić coś ciekawego, to z pewnością nie pogardzę :)]
OdpowiedzUsuńBruno Boni
[ Kot zawsze jest panem, nic ani nikt tego nie zmieni.
OdpowiedzUsuńJa też. Samą Rachel pokochałam w tym filmie, śliczna była *_* nawet ze Sienny chciałam zrobić w połowie Egipcjankę]
Sienna
A Leoś ma psa. No ma, poważnie. Serio, nie widzisz? Przecież to jego. Prawie... Okej, znalazł tą małą psinkę, gdy wracał do domu pięć dni temu. Za cholerę nie mógł zrozumieć, dlaczego takie cudne "coś" jest o tej porze bez właściciela, i przykleiło się do jego nogi, jak guma do parapetu. Żal mu suczki było, bo długo w tej dzielnicy by sama nie wytrzymała, więc wziął ją do siebie, napoił, oddał swoją ostatnią konserwę i pozwolił spać w swoim łóżku.
OdpowiedzUsuńDzisiaj wyjątkowo wcześnie wyszedł z pracy, tłumacząc się nagłym wypadkiem, co by to Yuki (bo tak tymczasowo nazwał przybłędę) mu mieszkania nie zalała. Wyszli razem do parku, na dosyć długi spacer. Oj żadne słowa nie potrafiły określić zadowolenia Leosia. Od dawna marzył mu się pies, aczkolwiek wiedział bardzo dobrze, że TEN pies ma jakiegoś właściciela i prędzej czy później będzie musiał do niego powrócić. Wszystko szło w bardzo dobrym kierunku, póki Yuki nie zaczęła szczekać na pewną młodą damę, siedzącą na ławce. Bocaccio starał się uspokoić zwierzaka, jednak słabo mu to wychodziło.
Leon Bocaccio
[ To nie jest zły pomysł ;) Masz chęć, żeby zacząć? xD ]
OdpowiedzUsuńAvalon N.
[biblioteka to trochę nudne miejsce. jeśli mają już być wplątane te koty, to może u weterynarza? czy coś w ten deseń. Vittoria czekałaby, żeby odebrać swojego Pana i Władcę, a Sienna dopiero by się ze swoim grubasem dotoczyła, ledwo go niosąc. To mogłoby wywołać rozbawienie, a potem doszłoby do rozmowy, wymiany opinii i tak dalej]
OdpowiedzUsuńSienna
[Cześć.
OdpowiedzUsuńBardzo odpowiada mi zrobienie z nich kuzynostwa. Ogólnie Bruno pochodzi spod Neapolu, ale możemy założyć, że ich matki są siostrami, lub ojcowie, lub coś takiego. Albo jeśli wolisz, możemy założyć, że są jakimś tam dalszym kuzynostwem...]
Bruno Boni
[Pogrzeb? Wesele? Możliwość rodzinnego spotkania w większym gronie,]
OdpowiedzUsuńBruno Boni
Florencja, mimo planów Avalona, nie tak od razu stała się miejscem wyciszenia i nabrania dystansu. Pewnie to za jego sprawą, gdyż zamiast wtopić się w tłum tutejszych mieszkańców i pozwolić życiu trwać, wciąż wracał myślami przy butelce wina do życia w Ameryce i tamtych standardów. Nie unikał ludzi, w żadnym razie. Natomiast nie każdy był w stanie z nim przebywać. Avalon był bowiem nieco ekscentryczny, co w Stanach było normalne, czy raczej niezbyt rzucające się w oczy, w końcu pełno tam dziwaków i to o wiele większych od pana Northona. Jednak tutaj, w słonecznej Toskanii żyło się inaczej i zachowywało inaczej.
OdpowiedzUsuńNajwiększym motywatorem do ruszenia się z zakupionej przez niego posiadłości były psy. Mimo, iż miały ogromne pole do popisu i wybiegania się, gdyż dom Avalona posiadał wielki ogród, to mężczyzna zabierał je codziennie na długie spacery. Tak też było dzisiaj. Ubrany w zwykły, biały t-shirt i dżinsowe spodenki do kolan oraz z ciemnymi okularami na nosie szedł przez park, trzymając w dłoni trzy smycze. Niefortunnie jedna z nich wyślizgnęła mu się, kiedy przekładał je do drugiej ręki. Takim to sposobem Cluny, największy z psów, włochaty, czarny potwór zerwał się z miejsca i ruszył biegiem do pierwszej lepszej, wypoczywającej kobiety. Świetnie, tylko tego brakowało
- Cluny! Stój bestio!
Avalon N.
[faktycznie, zapewne nic ich nie łączy, Alexander ostatnio propaguje zdrowy tryb życia i po mieście porusza się na rowerze, no a że z niego no cóż, typowa gapa, to może się zapatrzeć na jakąś urokliwą turystkę i pach! autentycznie wjechać w biedną dziewczynę ;)]
OdpowiedzUsuńAlexander
[Jak możesz to zacznij, bo mam teraz trochę tego na głowię, jakoś się odwdzięczę ;)]
OdpowiedzUsuńBruno Boni
Powiedzmy, że było to dla Leosia dużym zaskoczeniem. No bo niby jaki pies bezpodstawnie łasi się do obcych? A może to nie był nikt obcy? Może właśnie przez przypadek znalazłeś właścicielkę tej pięknej przybłędy? I co teraz, Leosiu?
OdpowiedzUsuńMężczyzna ślepo wgapiał się w ucieszonego psa i kobietę, uświadamiając sobie, że to koniec ich wspólnego życia. Yuki, a tak na prawdę Ambra, pójdzie do swojego prawdziwego domu, Bocaccio zostanie znowu sam jak palec, nie mając po co wracać do domu. Takie rzeczy się dzieją, kochaneczku.
- Moment, moment. Nie mogę pani tak bezpodstawnie oddać tego psa. Powiedzmy, że wierzę iż to pani pies, ale potrzebuję jakiś dowodów, zdjęć, cokolwiek. - odpowiedział, nerwowo zaciskając smycz. - Wracałem w nocy z pracy i po prostu przyczepiła się do mnie, cała historia. - dodał, przenosząc wzrok na uroczą psinkę, która zdawała się zaraz eksplodować z radości.
Leon Bocaccio
Bruno deklarował się jako katolik, wierzący, ale od lat niepraktykujący. W zasadzie nigdy nie przekraczał progów świątyń, z jednym wyjątkiem, jakim był jego ślub. Kiedy dostał wiadomość o zbliżającym się weselu kuzynki, rzucił zaproszenie w kąt i nawet nie zamierzał się zjawiać. Każde rodzinne spotkanie, od kiedy wyszedł z sali sądowe, na której okrzyknięto jego rozwód jako prawomocny, polegało na uszczypliwej gadce. Wszystkie ciotki załamywały ręce, bo jak on mógł zostawić taką cudowną kobietę, dobrze wyglądającą, inteligentną. A teraz zestarzeje się w samotności, bo jaka inna będzie chciała wyjść za mechanika po trzydziestce. A co będzie z jego warsztatem? Nawet nie będzie miał komu zapisać swojego, że tak to nazwę, majątku, na który składał się niewielki warsztat połączony z mieszkaniem oraz stary Mustang. Tak, Bruno zdziadział. Przestał pożądliwym spojrzeniem obdarowywać wszelkie przedstawicielki płci pięknej i tym samym zaprzepaścił ostatnie lata przed ukończeniem trzydziestki.
OdpowiedzUsuńZa namową przyjaciela, zdecydował się iść na ów ceremonię. Nawet nieźle się na nią wyszykował. Odwiedził fryzjera, gdyż jego włosy zaczęły niebezpiecznie zbliżać się do oczu, wymodelował bródkę, jednak nie zgolił jej do zera, gdyż zawsze uważał, że mężczyzna z lekkim zarostem wygląda lepiej. Kilka dni przed datą umieszczoną na zaproszeniu wybrał się nawet na zakupy, by idealnie dobrać garnitur do swojej postury. Jedynie buty włożył stare. Właściwie nie zamierzał tańczyć, więc mógł równie dobrze założyć nowe obuwie, a jedynie po prostu się pojawić, aby rodzinka zauważyła, że wciąż żyje i ma się dobrze. Przez ten jeden wieczór mógł posłuchać jeszcze trochę o swoim nędznym życiu. Poza tym przychodzi na ceremonię tylko dla kuzynki, reszta nie powinna się liczyć.
Do kościoła nie wszedł, aczkolwiek na miejsce przyjechał punktualnie. Po prostu nie chciał widzieć całej tej szopki, która związana była ze ślubem. Zgodził się robić za most i sypać ryż, kiedy młoda para będzie wychodziła na zewnątrz. Kiedy ceremonia trwała w najlepsze, Bruno zauważył jedną ze swoich kuzynek, Vittorię, której nie widział już naprawdę długi czas.
- Jak żyjesz – spytał, bez zbędnych ceregieli.
Bruno Boni
[Dobry wieczór! Witam się razem z nową wersją Leosia i pytaniem, czy jakimś cudem kontynuujemy nasz stary wątek, czy też może zaczynamy od nowa? :D]
OdpowiedzUsuńLeon Bocaccio