
Loca Tethra
24letnia Amerykanka
Pomocnica Mechanika
Wygląd:Co można powiedzieć spoglądając na nią -śmiało można stwierdzić, że jest szczupła, może aż za szczupła? Mleczna cera, która z pewnością nabierze koloru z czasem. Przecież tu króluje słońce, na pewno dobierze rumieńców. Charakterystyczne zdecydowanie są jej brązowe włosy, które kaskadą fal opadają na jej ramiona i kończą się gdzieś w połowie pleców. Czasami spina je w wymyślne fryzury, a czasem jest to tylko zwykły kok. Duże usta może czasem wykrzywią się w krzywym uśmiechu lub westchnie sobie cichutko przez nie, już więcej emocji wyrażą jej oczy. Błękitne, obserwujące uważnie świat. Czasami zdarza się jej robić sporo głupich min i nawet o tym nie wie. Nie przesadza też z makijażem, choć lubi ozdobić oko ciemną kreską i cieniem, nie robi jednak tego zbyt przesadnie. Co na siebie wkłada? A różnie to bywa. Czasem bokserki, czasem t-shirty. Krótkie spodenki, skórzane spodnie, dżinsy i przeróżne buty. Tak buty uwielbia. Ma nawet swoją małą kolekcje do której w sumie się, aż tak nie przyznaje. Na szyi wisi wisior, co skrywa? Zdjęcie jej rodziny i w sumie wie o tym tylko ona sama.
Charakter:

Coś z Biografii:
W sumie warto też wspomnieć dlaczego się tu znalazła. Przynajmniej tak w skrócie. Bo ona Ci o tym nie opowie, a jak opowie, masz pewność - jesteś dla niej waży. Mieszkała w jednym z amerykańskich domów dziecka. Odkąd pamiętała. Dobrze się uczyła i w sumie nie sprawiała większych problemów. chyba, że miała iść do jakiejś rodziny zastępczej, tam zazwyczaj robiła dość wielki zamęt i wracała z powrotem. W czasie wolnym odwiedzała pewnego mechanika, tak jej pasją były samochody, mężczyzna uczył ją jak się je naprawia, a z czasem "zatrudnił". A raczej zlecał jej proste zadania, a tak mogła sobie zarobić. Odłożyła sobie dość sporo. Kupiła nawet własny samochód własna impale. O rodzicach wiedziała tyle - że zginęli w wypadku kiedy miała 4 lata i dostała tylko medalion z ich zdjęciem. Okazało się, że rodzice pozostawili po sobie majątek, który został jej przekazany w 20 urodziny. Spakowała się i ruszyła w podróż swojego życia - do europy.Wybrała prom, chciała tu także sprowadzić swój samochód i to właśnie nim podróżowała przez europe. Zatrzymywała sie w hotelach, łapała się dorywczej pracy. Jednak powoli miała dość. Chciała zatrzymać się gdzieś na dłużej no i padło właśnie na te miasto. Tu wynajęła mieszkanie i zatrudniła się u mechanika.
No to czas na Zainteresowania i Ciekawostki
- Ta dziewczyna uwielbia gotować i piec ciasta - robi to bardzo dobrze, tak więc zapraszam!
- Lubi pić kawę, herbatę i nie pogardzi też dobrym alkoholem
- Pali papierosy, jednak najbardziej lubi czekoladowe cygaretki
- Czasem dorabia pielęgnując ogród starszej pani - zawsze w słomianym kapeluszu!
- Zdolna malarka - bardzo często maluje na balkonie swojego mieszkania.
- Jest troszkę fajtłapowata, zdaża jej się uderzać w każdy mebel i wywracać na prostej drodze.
- Maliny, truskawki są jej ulubionymi owocami.
- Uzależniona od czekolady, czy to w tabliczce czy to ta pitna.
- Lubi oglądać bajki disneya.
- Uczulona na osy.
- Bardzo głośno kicha.
- Lubi zajadać się fast-foodem, choć zdarza się jej też jadać zdrowo.
- Przygryza wargę kiedy się denerwuje.
- Uwielbia spać, jest wiecznym śpiochem.
- Nie potrafi pływać! Choć chciała by się nauczyć. W końcu mieszka na wyspie!
- Nie rozstaje się z aparatem fotograficznym.
- Uwielbia pianki i ogniska!
- Uwielbia nocą wybrać się na plaże. Położyć i oglądać gwiazdy.
- Wieży w duchy i Ufo - coś tam musi być tak?
[Serdecznie zapraszam do wątków, jednak postać zmieniłam, no i karta jjuz znana ]
[Maksymalna ilość zdjęć w karcie wynosi dwie sztuki, a nie trzy. Proszę o trzymanie się regulaminu. Witam serdecznie.]
OdpowiedzUsuń[Loca ma Chevroleta Impalę?! Dobry Boże, już ją uwielbiam! *.* Pomysł mi się podoba, więc zaczynam, potem, jeżeli będziesz chciała, możesz przeskoczyć do spotkania w innym miejscu :)]
OdpowiedzUsuńCzuł palące słońce na swoim karku. Już nie przeszkadzało mu to tak, jak kiedyś. Zaskakująco szybko przywykł. Tu był dużo słońca. Po Prostu. Nie pozostawało nic innego, jak się z tym pogodzić.
Sięgnął do stojącej obok skrzynki z kwiatami i wyjął jedną sadzonkę, ostrożnie wkładając ją w uprzednio wykopane zagłębienie. Delikatnie przyklepał ziemię i z duma przyjrzał się roślince. Będzie piękna, gdy zakwitnie. Kochał to, ten moment, kiedy widzi się efekty swojej pracy. Przedramieniem otarł czoło i stwierdził, że lepiej zaszyć się w chłodzie domu i koniecznie napić się czegoś dla ochłody. Pielęgnacja ogrodu w takim upale mogła nie wyjść mu na dobre. Ponownie spojrzał jednak na pełną skrzynkę. Nie, musiał dokończyć. Ma mnóstwo innych rzeczy do zrobienia, nie powinien tego odkładać. Westchnął ciężko i sięgnął po kolejną sadzonkę. To wtedy usłyszał ciche kroki za sobą. Właściwie nie powinien być zdziwiony, bo ona pojawiła się tutaj już trzeci raz z rzędu. Mimo to był tak samo zaskoczony jak wczoraj i przedwczoraj. Bez słowa weszła na jego posesję i zaczęła ma pomagać. Chciał ją zapytać, co robi, dlaczego to robi, dlaczego nic nie mówi. I jak zwykle wypowiedzenie czegokolwiek go przerosło, a ona wcale nie wyglądała tak, jakby oczekiwała słów. Milczał więc, jednocząc się z nią w niemej wspólnej pracy. To było osobliwe, ale w gruncie rzeczy, przyjemne doświadczenie. Korzystał więc z niego, wciąż nic nie mówiąc i pozostając z głową pełną pytań. Tak, jak w poprzednie dni kątem oka obserwował, jak odchodzi, gdy skrzynka była już pusta. Zastanawiał się, czy jeszcze kiedyś ją zobaczy.
Nicholas.
Usuń[Cześć.
OdpowiedzUsuńToż ta dziewczyna wygląda jak modelka nie jak mechanik! W dodatku niezdara? Gdzie ona się pcha do małego warsztatu, w którym wszystko jest porozrzucane i łatwo można się potknąć?
Ale jeśli naprawdę chcesz, to pewnie, możne pracować u Bruna.]
Bruno Boni
[Hello, piękna. A wiesz, że mam pomysł? Ona jest uczulona na osy, a to ładnie się może wpasować w wątek: trafia na taką, bum, ałć, Xavier jest obok i ratunek. Czy coś.]/Xavier
OdpowiedzUsuń[wydaje mi się, że tak, może być schematycznie, Alex przyprowadzi swój motocykl do warsztatu i zacznie podrywać Loce, tak już o, z przyzwyczajenia ;)]
OdpowiedzUsuńAlexander
[Witam :) Pewnie z Paryża 2022, bo tam "zadebiutował", że się tak wyrażę xD Jasne, że jest i co powiesz by przez przypadek Cajun nauczył ją pływać? :D]
OdpowiedzUsuń[ Skoro twoja bohaterka lubi oglądać nocą gwiazdy na plaży, to jeden z psów mógłby na nią wbiec ;) ]
OdpowiedzUsuńAvalon N.
Nocne przechadzki ulicami miasta nigdy nie były w jego stylu. Był nudnym domatorem, to fakt. Cóż, uwielbiał swój domu, jego przyjemną wibrującą cieszę i panujący w nim, zbawienny chłód. Wyglądało na to, że ten wieczór będzie miał wolny. W pierwszej chwili postanowił więc poczytać. Szybko mu się jednak znudziło. Do komputera też wolał nie siadać, pracował dzisiaj cały dzień i piekły go oczy. Spacer wydawał się dobrą alternatywą. Wciągnął na siebie bardziej odpowiednią koszulę i wyszedł z domu. Wieczór był w sam raz, już nie było tak gorąco, ale też nie panował zbyt przejmujący chłód. Idealnie. Skręcił w kolejną ulicę i lekki wiatr owiał mu twarz. Z zainteresowaniem przyglądał się mijanym ludziom. Lubił obserwować ludzi, wyciągać wnioski, zastanawiać się, o czym myślą. Rozmowy szły mu trudniej, fakt, ale sama obserwacja była genialnym zajęciem. Poczuł kolejny silniejszy powiew wiatru i dosłownie, wprost w jego ręce wpadł słomkowy kapelusz. Zaskoczony podniósł go wyżej, by lepiej mu się przyjrzeć w wieczornym świetle. Nieprawdopodobne. Zaskoczony rozejrzał się dokoła, czy nikt nie poszukuje zguby. Dopiero po chwili usłyszał szybkie kroki. Nie mógł uwierzyć, gdy zobaczył nieznajomą, która przed trzy ostatnie dni pracowicie pomagała mu sadzić kwiaty.
OdpowiedzUsuńNie oddał jej kapelusza, co więcej, nic nie powiedział. W końcu oboje dużo milczeli. Ruszył za to w stronę pobliskiego mostu. Kątem oka widział, że kobieta niepewnie idzie za nim. Na miejsce dotarł pierwszy. Oparł się o barierkę, a gdy dołączyła do niego, postanowił, że się odezwie. Nie wiedzieć czemu, nie obawiał się, że wyjdzie na idiotę.
-Czy jest Pani przywiązana do tego kapelusza? Bo chciałbym go wyrzucić, żeby móc kupić Pani dziesięć następnych w ramach podziękowania za pomoc.
Podniósł w górę nakrycie i pomachał nim znacząco.
-Jestem pewien, że tak chciało przeznaczenie.
Nicholas.
Usuń[Pisze na tablecie wiec za brak polskich znakow i wszelkie bledy przepraszam. Mozemy zrobic ze gdy Andrea byl na jakims z pierwszych przymusowych urlopow uratowal ja bo gdzies sie topila. Loca bedzie znala Andrea jako zabawnego goscia i teraz mozemy poprowadzic watek, ze przykladowo Andrea bedzie wracal z terapii no i Loca go gdzies wychaczy i bedzie chciala zagadac, ale on ja zleje, badz cos tego typu no i dalej jakos pojdzie. Jak nie pasuje to bede dalej myslec xd]
OdpowiedzUsuń[ w sumie to nie mam w zwyczaju sypać pomysłami jak z rękawa, ale zawsze mogę coś podrzucić, skoro tak bardzo musi unikać os to jedna, bardzo natarczywa może chcieć ją zaatakować i dziewczyna w panice przed owadem będzie uciekać i tak jakoś wpadnie na Sergio, który jakoś ją tam z opresji uratuje ;)]
OdpowiedzUsuń[nie za długie, nie za krótkie, czyli średnie ;)]
OdpowiedzUsuń[Loca! My się znamy z Transylwanii, nieprawdaż? Tam byłam z błękitnookim Riley'em, o ile dobrze pamiętam. Wybacz, nie jestem w stanie wymyślić już żadnego wątku, jednak jestem bardziej niż chętna - masz jakiś pomysł?]
OdpowiedzUsuńElias
[Mnie również, uwielbiam wybijać nieznajomym drzwi i liczyć ich długopisy. ;) Powiązanko mi jak najbardziej pasuje, ale chciałabym połączyć te opcje, jakoby spotykali się przez kilka dni aż przed nim zwiała. Oczywiście, Elias jako osoba poszukująca normalnego życia chciałby się zaangażować w związek, jednak nie zamierza nikomu mówić o narkotykach, testach, wydziedziczeniu i innych gównach. Tak sobie myślę, że po wspólnej nocy Loca wstanie wcześniej, znajdzie jakiś list od psychiatry, w którym będzie wzmianka o wpłaceniu kaucji za jednodniowy pobyt w areszcie za pobicie, przestraszy się i zwieje, a on potem będzie jej szukał. No i w wątku mądry Elias zajdzie do warsztatu Loci, by zmusić ją do rozmowy. I jak? :) Poza tym pytanie - kto zaczyna? Jeśli ja, zrobię to dopiero jutro (prawdopodobnie wieczorem).]
OdpowiedzUsuńElias
[Ratunek zawsze spoko :)]
OdpowiedzUsuńCajun uwielbiał gdy jest ciepło, ale nie do przesady. Sam nie wiedział dlaczego przywiało go do Toskanii. Mógł sobie siedzieć w Nowym Orleanie i narzekać na pogodę czy na braki gotówki w kieszeniach. Gdy tak sobie pomyślał to we Włoszech całkiem dużo zamożnych ludzi, więc z uprawianie sportu pod nazwą złodziejstwa nie pójdzie na marne. Z kantowaniem też pójdzie gładko, bo kasyna też tutaj znajdują się razem ze stołami do pokera.
W tej chwili Cajun zrobił sobie wolne, jeśli można tak powiedzieć. Molo było doskonałym miejscem na obserwowania ludzi, a Antoine właściwie tylko tym się głównie zajmował gdy nie świerzbiły go palce.
Delacroix jak zobaczył topiącą się dziewczyny i tłumy gapiów to w myślał palnął się w czoło. Zamiast pomóc biednej niewieście to patrzą się jak woły na malowane wrota.
Dużo nie myśląc pobiegł w jej stronę i wskoczył do głębokiej wody, mocząc biały bezrękawnik i dżinsowe spodnie.
- Bonjour, ma cheri. Piękny dzień na beztroskie pływanie, prawda? - przywitał się z nią jak gdyby nigdy nic, a następnie złapał by przestała się wić i przy okazji topić.
Antoine Delacroix
Pokręcił głową.
OdpowiedzUsuń-Nie, nie, nie, widzi Pani, to nie byłoby marnotrawienie pieniędzy, to się Pani zwyczajnie należy. Pomogła mi Pani.
Oparł się o barierkę i utkwił spojrzenie w niemal czarnej toni wody. Częściowo po to, żeby zyskać na czasie. Czuł się niepewnie. Jakby ten most miał zaraz runąć. Chociaż, może to i dobrze, wodą pochłonęłaby Nicka razem z tą jego przeklęta nieśmiałością.
Ponownie przyjrzał się kapeluszowi, wodząc po nim palcami, badając fakturę. Nigdy nie zauważył, że słomkowe kapelusze są aż tak urokliwe. Nie, nie powinien go rzucać. To byłoby zwyczajnie niegrzeczne. Niezdarnie i delikatnie próbował położyć go na głowie kobiety, zastanawiając się, czy zaraz nie dostanie w twarz.
-Rozmyśliłem się. Pani ładnie w nim wygląda, więc kupię Pani dziesięć następnych i będzie ich miała Pani po prostu jedenaście.
Słysząc pytanie, co jeszcze podpowiada mu przeznaczenie, zastanowił się chwilę i odparł:
-Pani przeznaczeniem, z całą pewnością, jest dostać kwiaty z mojego ogrodu, kiedy już urosną.
Nicholas.
Usuń[Szczerze mówiąc to nie wiem jakie mogłoby być szalone powiązanie. Loca mogłaby być jedną z kochanek Marcello, która nagle o sobie przypomni.]
OdpowiedzUsuńMarcello
[To mnie najbardziej pasuje ten drugi pomysł, z zakładem.]
OdpowiedzUsuńMarcello
[Możesz zacząć, kiedy chcesz ;) Może być i średni i długi, ja się dostosuję. I tak, niech jakiś jego kumpel na złość jej powie o tym zakładzie i niech się zacznie od windy.]
OdpowiedzUsuńMarcello
[to ja Ci miałem Ola rzucić pomysłem ale nie wpadłem na nic szczególnego, rodzice Jima przez jakiś czas mieszkali w Stanach i może wtedy chcieli ją zaadoptować i sprowadzić się z nią z powrotem do Toskanii, ale dziewczyna narobiła cyrki i wróciła do domu dziecka, tak się poznała z Jimem i w sumie z tych relacji on był jedyną pozytywną postacią, ona zbuntowana 12 latka, on dojrzały 22 letni student, mogła się w nim podkochiwać czy coś no i teraz się tu spotkają, takie wielkie suprajs ;D]
OdpowiedzUsuńJimmy dużo podróżował, nie było praktycznie takie miejsca w Europie, w którym by się nie pojawił. Niezmiernie lubił poznawać nową kulture, obyczaje, zwiedzać i smakować lokalnych przysmaków. I chociaż większość z tych miejsc była piękna i godna uwagi to nic nie zamieniłby na Florencję. Nawet Stany, w których spędził dłuższy okres czasu będąc jeszcze na studiach, wielki świat, wspaniała Ameryka nie zawróciła mu w głowie do takiego stopnia, żeby za nią tęsknić. Za ludźmi, których tam poznał, a i owszem, za samym miejscem, nie szczególnie. To właśnie tutaj, w Toskanii był jego dom. Jego miejsce na ziemi, to tu się wychował i tu pragnął się zestarzeć, a można powiedzieć, że był już na to gotowy. Pomimo, że był rozwodnikiem ułożył sobie życie na nowo. Miał narzeczoną, oczekiwali dziecka, kancelaria prężnie działała, na dobrą sprawę nie brakowało mu niczego.
OdpowiedzUsuńDzisiejszy dzień nie był napędzany na wariackich papierach jak wszystkie pozostałe. Nie latał z rozprawy na rozprawę, z jednego biznesowego spotkania na drugie. Miał dziś trochę czasu dla siebie, mógł trochę odetchnąć, a przy tym wszystkim zadbać o siebie swoje zdrowie i gdyby spytać go kto byłby ostatnią osobą jaką spodziewałby się tu spotkać to byłaby właśnie ona, Loca, prawie jak siostra, no właśnie prawie, bo wolała zostać w domu dziecka, niż dobrych dziesięć lat temu przyjechać wraz z jego rodzicami w to piękne miejsce. Przyjrzał jej się dokładnie, z przekonaniem, że zna te rysy twarzy, że zna tą dziewczynę, dobrych kilka minut zajęło mu rozszyfrowanie jej tożsamości.
-Loca?
W zasadzie nie potrzebował pomocy. Nie był dzieckiem, nikt nie musiał nad nim skakać, usługiwać mu czy szykować kolację. Był samodzielnym mężczyzną, który niedawno skończył trzydzieści lat i nie przerażała go ta liczba. A chyba powinna. A jeżeli nie ona, to to co z niego zostało, kiedy przekroczył próg tej liczby. Bruno Boni zwyczajnie się postarzał. Tylko od czasu do czasu można było na nowo zobaczyć, że jeszcze ma w sobie jakąś energię. Prawie wcale nie wychodził z warsztatu połączonego z domem chyba, że miał iście ogromną chęć na seks. Wówczas wygrzebywał z siebie pokłady męskości, porządnie zaczesywał włosy, a nawet modelował zarost by nie wyjść na podrzędnego ochlej mordę z brodą jak u Papy Smerfa. Kiedy chciał potrafił być uroczy, nawet piekielnie uroczy, ale co z tego, skoro jego urok, a raczej jego chęci kończyły się po pierwszej nocy, kiedy brał nogi za pas i zwiewał z łóżka jakiejś bogu ducha winnej kobicie.
OdpowiedzUsuńTak jest łatwiej. Nie trzeba męczyć się z papierami rozwodowymi i wydawać fortuny na adwokatów – każde wytłumaczenie jest świetne w takiej sytuacji.
Do zatrudnienia pracownika namówił go Nico – przyjaciel z podstawówki, który za wszelką cenę, pragnie pomóc Boni i wyciągnąć go na prostą. Zatwardziały skurwiel z niego, bo każdy inny poddałby się po dwóch dniach i mowa tutaj o tych z wyższej półki, bo podrzędny przyjaciel zostawiłby go na lodzie po pierwszym spojrzeniu, nawet nie siląc się na słowo otuchy. Bruno nie był zadowolony z tego pomysłu. Owszem, warsztat przynosił spore zyski i z wypłacaniem pensji nie byłoby żadnego problemu, jednak coś przez długo czas go powstrzymywało. Sama świadomość, że jego narzędzia będą dotykane przez inną osobę, wzbudzała w nim złość. Nie lubił się dzielić, niczym, szczególnie z obcymi ludźmi. On sam zapracował na wszystko, dlaczego inni nie mogą, co?
Jednak koniec końców zrobił to, zatrudnił pierwszą osobę, która złożyła CV nawet go nie czytając. Stwierdził, że może trafi na jakiegoś kompletnego laika w temacie mechaniki i zwyczajnie zwolni gościa po dwóch dniach, czym będzie mógł udowodnić Nico, że jego pomysł był do chrzanu. Tak się jednak nie stało. Nie, wcale nie chodzi tutaj o to, że ów ‘gość’ okazał się ‘gościówą’ – choć i to napawało go niemałym zdumieniem, ale o to, że okazała się ona niezła, może nie genialna, ale niezła, co w myślach Bruno brzmiało niczym pochwała.
Najpierw go denerwowała. Loca, co to w ogóle za imię!? W dodatku wciąż się o coś potykała, przewracała sprzęt i układała narzędzia według swojego widzimisię, by on nie mógł później niczego znaleźć. No i musiał zaopatrzyć się w apteczkę, co by przez zdarte kolano nie dostała jakiegoś zakażenia w tym całym bałaganie. Ale jakoś się przyzwyczaił. I nawet cieszył się, że kobieta pracuje u niego. Dzięki temu nieco bardziej dbał o swój wygląd. Nie to, że chciał się jej podobać, po prostu sprawiała, że czuł potrzebę dokładniejszego szorowania dłoni, by nie widniał na nich smar i częstszego przycinania bródki. Mimo wszystko wpłynęła na mężczyznę pozytywnie, czego zupełnie się nie spodziewał.
- Niezdaro, podaj mi francuską siódemkę – krzyknął przez pół warsztatu, bo zwyczajnie dopadł go leń i nie chciało mu się wychodzić spod samochodu, kiedy już zdołał się pod niego wczołgać.
Bruno Boni
Przejść się ulicami miasta? A właściwie dlaczego nie. I tak miał wolny wieczór. Poza tym, przechadzanie się w towarzystwie idealnie pasowało do "Planu Powrotu Na Łono Społeczeństwa". No i został zaproszony, więc chyba nie jest takim ostatnim nudziarzem. Był z siebie dumny. To zawsze jakiś krok naprzód w budowaniu relacji międzyludzkich, przez kompletnie niedoświadczonego budowniczego, Nicholasa Brightwooda.
OdpowiedzUsuń-Z przyjemnością się przejdę.
Zeszli z mostu i ruszyli przed siebie, kolejną ulicą.
-Wie Pani, gdzieś czytałem, że kiedy dwie osoby idą obok siebie, nieświadomie synchronizują swoje kroki...
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, jak koncertową głupotę powiedział. Brawo. Mistrz w spieprzaniu. Najpierw myśl, potem mów. I nie dopuszczaj, byś poczuł się w czyimś towarzystwie zbyt swobodnie, bo wtedy na światło dzienne wychodzi twoja beznadziejna natura nudziarza.
Nick nieśmiało przeniósł wzrok na towarzyszkę.
-To było słabe. Może się Pani już śmiać.
W zasadzie sam zachichotał, mimo lekkiego skrępowania. To rzeczywiście było tak beznadziejne, że aż śmieszne.
[Zastrzel mnie, ZASTRZEL! Nie zauważyłam twojego komentarza, o jezusienazaryjski.]
OdpowiedzUsuńLeon Bocaccio
[Spoko, każdy tonący byłby przerażony xD
OdpowiedzUsuńA co do wątku z Russellem - jakieś pomysły? :)]
Teraz to Cajun musiał uważać, żeby się nie utopić. W normalnej sytuacji to chełpiłby się tym, że dziewczyna tuliła się do niego jak rzep psiego ogona. On lubił gdy płeć piękna przytulała się do jego osoby.
- Wow, spokojnie. Już Cię wyciągam, cherie, tylko spróbuj mnie nie utopić. - powiedział beztroskim tonem głosu i ujął ją w pasie, aby mu się nie wyślizgnęła, po czym zaczął płynąć w stronę brzegu.
Mon Dieu, jeszcze nie widział tak przerażonej osoby... No dobra, widział, ale to było bardziej w sytuacji gdy komuś coś podprowadził.
Nie minęła chwila a znaleźli się na płyciźnie. Nieznajoma dalej się do niego tuliła a Cajun sam jej od siebie nie odciągnie.
- Możesz już mnie puścić. - stwierdził Antoine, poprawiając jedną ręką swoje włosy, które leciały mu na oczy.
Antoine Delacroix
Mocno chwycił klucz i ponownie zaszył się pod starym oplem, który na jego, fachowe oko, już jakieś dziesięć lat temu powinien skończyć na złomie. Bruno był świadom, że nie każdego stać na zajebiste auto prosto z salonu, do którego on, jako mechanik, nie miałby prawa się przyczepić. Jednak w tym wypadku, kiedy właściciel pojazdu zostawił u niego w warsztacie dwa razy więcej, niż szacowana wartość tego grata, coś było nie tak. Nie rozumiał ludzi, który przekładali wartość sentymentalną nad materialną. Gdyby jego Mustang zawiódł, z pewnością bez wahania rozpocząłby poszukiwanie nowego, również amerykańskiego wozu, bo do innych nawet nie wsiada. Mimo wszystkich swoich bezwartościowych przemyśleń i uwag, wrócił do naprawy zawieszenia, które wymagało solidnej rekonstrukcji, jeśli opel miał jeszcze kiedyś wyjechać na drogę.
OdpowiedzUsuń- Nie, prawdopodobnie nie przestaniesz potykać się o własne nogi, więc ja nie przestanę tak do ciebie mówić – przyznał szczerze i nawet na moment odwrócił wzrok od samochodu i spojrzał na buty Loci. Właściwie lubił ją przezywać i momentami droczyć się z nią niczym z młodszą siostrą. Nie sprawiało mu to wielkiej przyjemności, jednak podczas długich godzin w warsztacie nieco urozmaicało im wspólnie spędzany czas. Kiedy zauważył, że nogi dziewczyny zaczynają się oddalać, na dobre zaszył się pod samochodem i nie wychodził spod niego jeszcze dobrą godzinę, a i tak nie ukończył swojego dzieła. Zdecydował się jednak wysunąć spod pojazdu, gdyż najzwyczajniej w świecie zachciało mu się palić. Jako iż wiedział, że jego pracownica również nie pogardzi przerwą na, kolokwialnie mówiąc, dotlenienie się, podszedł do niej i oznajmił, że czeka na zewnątrz i jeśli ma ochotę, może do niego dołączyć. Poczym zwyczajnie odwrócił się i wyszedł z warsztatu. Przed budynkiem miał niewiele miejsca, które w osiemdziesięciu procentach zajmowane było przez kolejne samochody. Znalazł się jednak kawałek trawnika, na którym postawił drewnianą ławeczkę. Na szczęście stało tam również rozłożyste drzewo, które w słoneczne dni, których we Florencji było nie mało, dawało upragniony cień. Bruno usiadł na ławce i wyciągnął paczkę czerwonych papierosów z kieszeni roboczych spodni. Ze środka wyciągnął jednego truciciela – jak mawiała jego była żona, oraz zapalniczkę. Właściwie to nie pamięta, kiedy zaczął palić. Z pewnością było to jeszcze w szkole, kiedy wymykanie się na ćmika było po prostu w modzie i każdy szanujący się dupek to robił. Wtedy było to jednak dziecinne popalanie, które z biegiem lat zmieniło się w silne uzależnienie, bez którego mężczyzna nie przeżyłby dnia. Lubił ten gryzący posmak, uczucie, kiedy jego płuca zalewał smolisty dym, a najbardziej upodobał sobie robienie z niego kółeczek, czego nauczył go przyjaciel z zawodówki.
Wypalił prawie całego papierosa, a dziewczyna nie przychodziła. Zazwyczaj, kiedy szedł zapalić, ona szła razem z nim, więc zdziwił się, że tym razem, nie dotrzymała mu towarzystwa. Rzucił peta, przydeptał go i wrócił do środka z zamiarem ostatecznego skończenia pracy nad zgniłozielonym oplem. Kiedy jednak otworzył drzwi usłyszał wielki, przeraźliwy huk dobiegający z wnętrza warsztatu. Brzmiało to, co najmniej, jakby wywróciła się cała szafa wypełniona metalowymi narzędziami. Niewiele myśląc, podbiegł w stronę, z której dochodził ów dźwięk.
Bruno Boni
[Spotkać z całą pewnością można w jakimś klubie gdyż jest barmanem, albo w kawiarni, gdzie ratuje się mocną kawą, która ma go na nogi postawić.]
OdpowiedzUsuńNiccola
Dobiegł na miejsce tak szybko, jak tylko mógł, jednak nim wykonał jakikolwiek ruch czy wypowiedział choćby słowo, kilkakrotnie zamrugał powiekami, nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczył. Wiedział, że Loca ma problemy z koordynacją ruchową, oraz często potyka się o własne nogi, ale nie spodziewał się, że jego warsztat, kiedyś dosłownie, rzuci się na nią! Milion myśli przebiegło mu po głowie. Czy ona w ogóle żyje? A jeśli nie, to co on powie policji? Kurwa, ale się wrobił. Od początku był pewien, że zatrudnienie kogokolwiek nie przyniesie ze sobą niczego dobrego, ale nie spodziewał się, aż takiej tragedii. Kiedy wreszcie nieco oprzytomniał i odzyskał możliwość poruszania ustami i kończynami, podszedł do zawaliska i ukucną, starając się niczego nie dotykać, by metalowa szafka nie osunęła się w żaden sposób i jeszcze mocniej nie przygniotła dziewczyny.
OdpowiedzUsuń- Loca, żyjesz? – spytał, chcąc mieć jako takie rozeznanie w całej sytuacji. Usłyszał jakieś pomruki z jej strony i ucieszył się, że przynajmniej w taki sposób udało jej się dać mu znać, że nie odleciała. Wstał na równe nogi i zaczął przyglądać się szafce. Zastanawiał się, czy kiedy spróbuje podnieść metalową konstrukcję na dziewczynie nie spadną wszystkie narzędzie, które wewnątrz były. Wystraszył się, wystraszył się nie na żarty i w dodatku nie był pewien czy wie co robić. Nie wiedział czy to co chce zrobić, było słusznym posunięciem. Nie mógł jednak tak jej zostawić, przykrytej stosem narzędzi. Zaczął od zdejmowania z kupy zawaliska, największych pudeł, które nie otworzyły się i nic nie mogło się z nich wysypać na dziewczynę. Było ich jednak niewiele i nie pomogły odciążyć Loci.
W końcu pomyślał: Trudno, raz kozie śmierć, jak nie spróbuje, to się nie dowiem. Chwycił mocno stelaż szafki i pięć razy zastanawiając się czy aby na pewno powinien zadziałać w taki sposób, szarpnął i podniósł konstrukcję do góry. Niestety przy tej czynności usłyszał kilka metalicznych uderzeń, które świadczyły o tym, że narzędzia posypały się w dół. Miał jednak wielką nadzieję, ze większej krzywdy jej tym nie zrobił.
Kiedy ujrzał twarz dziewczyny zaczął zdejmować z niej pojedyncze graty. Chwilę zajęło mu odrzucenie wszystkiego na bok i całkowite wydostanie jej spod narzędzi.
- No nieźle się urządziłaś – powiedział bardziej do siebie niż do dziewczyny. Zauważył, że lekko krwawi, wstał więc i sięgnął apteczkę, która była umieszczona w widocznym miejscu. Wyjął z niej gazę i wodę utlenioną.
- Boli cię coś prócz tego? – spytał i delikatnie zaczął przecierać jej usta, świadomy, że dziewczyna wie, jak bardzo będzie szczypać.
Bruno Boni
[Zazwyczaj wolę rozpoczynać od ustalenia powiązania, ale wątek zapoznawczy także może być, o ile będzie jakiś porządny i ciekawy. Masz może jakiś pomysł? ;>]
OdpowiedzUsuń[Ja bardzo chętnie, tylko prosiłabym o podrzucenie pomysłu, a ja zacznę. :) Daję Ci wolną rękę.]
OdpowiedzUsuńCharles
[Obojętne mi to, chociaż w sumie fajnie zacząć od zera]
OdpowiedzUsuńKolejna bezsensowna terapia. Stracona godzina życia. Choć w sumie Andrea i tak nie miał nic innego do roboty wolałby leżeć bezczynnie na łóżku niż płacić gruby szmal za słuchanie takich farmazonów. Dziś, nastrój mężczyzny był raczej spokojny, zatem przechodni mogli czuć się bezpiecznie. Żadne nieopanowane ataki złości raczej nie będą mieć dziś miejsca, choć w sumie wszystko może się zdarzyć. Przecież nie raz już bywało tak, że mężczyzna cały dzień był spokojny, można nawet rzec, że potulny i bardziej przyjazny do ludzi, by wieczorem wybuchnąć tak nieopanowaną agresją, że sąsiedzi chcieli wzywać policje, obawiając się o własne szyby w oknach bo przecież miał pozwolenie na broń. Niektórzy uważali, że oszalał i bardzo chętni obezwładniliby go zamykając w jakimś zakładzie dla czubków, jednak pan Cavazzo potrafił zachowywać się normalnie albo chociaż poudawać, ze się tak zachowuje.
OdpowiedzUsuńKopnął kamyk, który wydając cichutki dźwięk poturlał się kilka metrów od niego. Dopiero gdy usłyszał przywitanie zobaczył długowłosą dziewczynę. Pierwszej chwili jej nie poznał, jednak po dłuższym zastanowieniu stwierdził, że mięli przyjemność zamienienia kilku zdań, gdy ją uratował. Pamiętał jak się wtedy bał. Bał się, że jej nie uratuje i nie tylko Afganistan będzie przez niego kojarzony ze śmiercią.
- Cześć. – powiedział oschle nie zatrzymując się.
Andrea.
Uwielbiał pływać. Szczerze mówiąc uwielbiał każdy sport zatem bardzo aktywnie spędzał swoje przymusowe urlopy mimo iż miał odpoczywać i nawet jego siostra mówiła, że przesadza z tym całym doskonaleniem siebie. Jednego dnia biegał, jeździł rowerem, innego przychodził na siłownię, basen czy szedł grać ze znajomymi w siatkówkę czy koszykówkę. Owszem pan Cavazzo miał znajomych i to nawet całkiem sporo, pomijając rzecz jasna żołnierskie grono. Wcześniej była to typowa dusza towarzystwa zatem imprezy czy inne spotkania towarzyskie były totalnie jego światem. Był zdyscyplinowany i wiedział kiedy przestać pić, jednak często jechał po bandzie i robił mało legalne rzeczy. Kilka razy słyszał pretensje od rodziców czy rodzeństwa jednak zawsze odpowiadał, że to jego życie i on w pełni nad wszystkim panuje.
OdpowiedzUsuńNa basenie tego dnia nie był przypadkiem, gdyż założył się z kumplem, że przepłynie w mniej niż pół minuty dwie długości basenu stylem motylkowym. Owy styl był jednym z ulubionych Cavazzo zatem bez namysły przyjął wyzwanie, a jego rozstrzygnięcie miało się odbyć właśnie tego dnia. Andrea przyszedł rzecz jasna kilka minut szybciej by móc się spokojnie rozgrzać i zrelaksować. Właśnie wtedy zobaczył wygłupiającą się grupkę dzieciaków, którzy usilnie wciągali kogoś do wody. Pewnie gdyby nie fakt, że Cavazzo raczej nie wtrącał się w nie swoje sprawy powiedziałby żeby zostawili dziewczynę w spokoju.
Gdy zobaczył, że dziewczyna przybiera tak zwaną pozycję topielca, a żaden z kolegów nie ratuje dziewczyny, brunet bez zastanowienia rzucił się na głęboką wodę i wyciągnął dziewczynę. Gdyby byli na basenie krytym ratownik załatwiłby sprawę, jednak ten był zupełnie nie strzeżony i takie wypadki zdarzały się bardzo często.
- Nic. Wszystko zajebiście. – powiedział ponownie wymijając dziewczynę, a jego nieco lepkie dłonie, spoczęły w nisko opuszczonych na biodrach, jeansowych spodniach. Automatycznie poczuł, że jego kieszenie są puste i zaklął pod nosem. Nie, nie chodziło o to, że zapomniał telefonu. Gdzie były jego fajki?
Andrea.
Nie lubił tych wszystkich, upalnych dni. Nie dość, że w ciągu dnia musiał sobie dorabiać w tej przeklętej kawiarni, to jeszcze wieczorem chodził do swojej zwykłej pracy. I gdzie tu człowieku znaleźć czas na sen?
OdpowiedzUsuńUpał nie sprzyjał zmęczonemu, niewyspanemu Niccoli. Ledwo trzymał się na nogach. W prawdzie pomieszczenie było klimatyzowane, jednakże część stolików była wystawiona na zewnątrz, a ktoś musiał do tamtejszych klientów chodzić. Wysługiwanie się młodymi kelnerkami na dłuższą metę na niewiele się zdawało. One również nie chciały opuszczać chłodnego wnętrza kawiarni. Wychodząc więc na ten skwar Niccola przeklinał wszystkich turystów. Czy ci ludzie na serio nie mieli dość? Nie mogli wejść do środka?
Całe szczęście tego dnia Niccoli przypadła zmiana na barze. Klientów nie było wielu, a i ci, którzy przychodzili byli całkiem całkiem. Spojrzał na dziewczynę, która zajęła miejsce przy barze. Wyglądała na nieco przestraszoną i zdezorientowaną.
- Woda? - Uniósł brew. - Przychodzi pani do baru, ma do dyspozycji najlepsze alkohole świata i chce pani wodę?
Tak, Niccola potrafił przyczepić się do wszystkiego. Taki to już z niego typ.
Niccola Gaspucci
[Szczerze mówiąc nie wiem gdzie mogliby się spotkać. Mam jeden pomysł, ale naciągany. Dziewczyna, jako że zna się na mechanice, stwierdziła, że poradzi sobie także z naprawą klimatyzacji w warsztacie, ale przeceniła swoje siły i zepsuła ją już całkiem. Na szybko zatrudniła Dante i będzie go pospieszać żeby zdążył z reparacją przed przyjściem szefa.]
OdpowiedzUsuńDante
Podróżowanie nigdy nie było spełnieniem jego dziecięcych marzeń. Niektórzy już od małego trąbili o wielkich wyprawach na nieznany ląd, czy daleki kontynent. Ekscytowali się na wieść o wycieczce do innego miasta, nie mówiąc już o innym kraju. On wolał raczej stabilizację w zaciszu domowego królestwa, miejsca w którym się urodził. W życiu bywa jednak tak, że najczęściej zdobywamy coś, o co nigdy wcześniej nie zabiegaliśmy, a zostaje nam odebrane to, co w głowie płonęło wielkimi nadziejami już od dawien dawna. No więc nie stabilizacja. I nie domowe zacisze. Chcąc nie chcąc padło na bezmyślną tułaczkę. Bardziej z przymusu, a mniej z prawdziwych chęci kręcił się między jednym miastem, a drugim, wchodząc na coraz to gorsze szlaki, by w ostateczności przejść do punktu zero - początku od którego zaczynał. W tym przypadku była to piękna, słoneczna Toskania. Barwna i ciepła jak z pierwszej lepszej ramówki telewizyjnej. Szkoda tylko, że oczy Dante widziały teraz tylko i wyłącznie szarą przeszłość zamkniętą w czterech ścianach celi, masę niewyjaśnionych spraw oraz własne niezadowolenie. Może bardziej chodziło jednak o niedokończone sprawunki? Jedno i drugie wpisywało się idealnie w jego życiorys. Niewyjaśnione, bo każda z urwanych nagle relacji okazała się nie taka jak ją widział wcześniej, a niedokończone, bo więzienie zamknęło mu furtkę na masę planów, które chciał niegdyś zrealizować. Najlepszym, a zarazem najbardziej wyrazistym przykładem potwierdzającym tę zależność była szkoła, której nie zdążył skończyć. A raczej nie miał możliwości przez własne kłopoty z policją. Nieczysta kartoteka ciążyła mu do dziś, bo nie dość, że teraz był zbyt stary na powrót do nauki, to jeszcze teraźniejszość udowadniała mu, że na normalną pracę także się nie nadawał.
OdpowiedzUsuńBrak wykształcenia stawiał go w kiepskim położeniu na tle rynku pracowniczego, a właściwie w żadnym, bo jeśli dołożyło się do tego jego więzienną kartotekę, wieczne bezrobocie było jak murowane. Właśnie dlatego rwał się do kiepskich prac dorywczych, podejmując się ich chętnie, w przeciwieństwie do innych osób, które wymagały większego zarobku, lepszego pracodawcy i reputacji. Jemu to wszystko nie było potrzebne, bo zdawał sobie sprawę z tego, że najpierw musi przeżyć a dopiero później myśleć o wyższych standardach. Był realistą. To go ratowało, bo ani optymizm, ani pesymizm nie zaprowadziłyby go daleko. Zbyt wesołe przemyślenia doprowadziłyby go do naiwnych myśli o tym, że świat leży u jego stóp, co było totalną bujdą, bo to on póki co klęczał, przyjmując pręgi od losu. Co się tyczy natomiast 'złowróżenia', za jego sprawą popadłby dawno w głęboką depresję. Środkował więc jedno i drugie odnajdując się w życiu na tyle na ile mógł. Robił to z głową. Żadna praca nie hańbi a z każdym kolejnym błahym zleceniem czuł się coraz lepiej, bo zaczynał traktować je jak chwila relaksu. Zupełnie jak w przypadku klimatyzacji, łatwe zlecenie przy którym zamierzał odpocząć. Już po przekroczeniu progu czuł jednak, że będzie to niemożliwe. Dziewczyna, od której dostał telefon, rozsiewała wokół siebie niespokojną aurę, a świadczyło o tym jej podenerwowanie wyrażone w gwałtownych ruchach i niecierpliwych gestach.
[Wybacz za jakość. Może być chaotycznie, bo pisane jest na szybko.]
Dante
Pływanie to był rzeczywiście dość beztroski stan i Andrea serio uwielbiał tę czynność. Czasami spędzał kilka godzin na basenie i nie miało to wydźwięku typowo fizycznego bo i owszem trenował by jego ciało jako tako się prezentowało, jednak przede wszystkim brunet bardzo lubił myśleć pływając. Teraz przez nazbyt agresywny i mało cierpliwy stosunek to rzeczywistości zaprzestał regularnego uczęszczania na basen by nie zniechęcać innych korzystających z rekreacji Florencji. Wybuchał gniewem i stawał się naprawdę niebezpieczny gdy coś mu nie odpowiadało, jednak trzeba zauważyć, że ostatnimi czasy Andrea denerwował nawet dźwięk, który wydaje mucha podczas latania.
OdpowiedzUsuńTraumatyczne wydarzenia bardzo często wywierają mocny wpływ na psychikę człowieka, zatem nic dziwnego, że dziewczyna najchętniej unikałaby głębszych wodnych zbiorników niczym ognia. Taką traumę można przełamać jedynie powolnym procesem, bo gwałtowny skok czy zmuszanie kogoś do czegoś zawsze kończy się fiaskiem, zatem bez są wszelkie takowe próby. Andrea rzecz jasna mógłby podjąć się próby nauczenia dziewczyny pływania, ubezpieczał by ją, zresztą mogliby zacząć od pływania w dziecięcym kole ratunkowym czy rękawkach, choć te drugie zdaniem chłopaka były totalnie bezużyteczne, jednak jego obecny stosunek był stanowczo mało normalny, zatem w tejże sytuacji nawet nie pomyślał o czymś takim.
Owszem uratował ją, jednak w takiej sytuacji każdy powinien postąpić tak jak on. Niestety na świecie panuje wszechobecna znieczulica i co drugi chory na cukrzycę człowiek jest rzekomym alkoholikiem, a wiadomo, że takim to nikt nie chce pomagać.
Jego zachowanie zaskakiwało wszystkich bo Andrea był teraz zupełnie innym człowiekiem. Jakby.. ktoś wyprał mu duszę. Tak paskudnie zmieniły go przeżycia związane z wojną, a raczej rzekomą misją pokojową, którą odbył w Afganistanie.
Bez zastanowienia wziął fajkę i odpalił ją starą, metalową zapalniczką, którą zabrał ojcu by podpalić swojego pierwszego papieros i od tamtej chwili została już z nim. Ile to już lat minęło? Sporo. Jednak wcześniej Andrea wcale nie był uzależniony, a może miał tak silną wolę, że umiał się oprzeć i wiedział kiedy powiedzieć sobie stop?
[wybacz, że dopiero teraz, ale Lenka mnie ogarnęła i już będę grzecznie odpisywać ^^ ]
Andrea.