sobota, 23 czerwca 2012

kronika rodzinna

Dzieciństwo miał, jakie miał i nie pamięta z niego prawie niczego. Tylko czekolada, kocyki i filmy Disney’a oglądane ze starszą siostrą. Nauczanie domowe, osobista guwernantka (jedna od początku do końca, wytrzymała baba była) i domek na obrzeżach miasta nie ofiarowały wielu okazji na kontakt z rówieśnikami. Wyszumiał się później na sztokholmskim uniwersytecie. A teraz jest tu.

Oczywiście nie jest aż takim popaprańcem, żeby się męczyć we Florencji dla zabawy. Sam z rodzinnego skarbca nie zrezygnował. Od pewnego czasu kłóci się z rodzicami o zgubne (lub, w jego opinii, zwyczajnie opłacalne) eksperymenty medyczne, którym poddał się kilka lat temu. A kłócić się lepiej na odległość. Chciał zarobić na ciut zioła, może troszkę czegoś więcej, faktycznie – nie myślał zbyt intensywnie o konsekwencjach.  Szczerze przyznaje, że bycie kurwą koncernów farmaceutycznych przypadło mu do gustu już przy pierwszej rozmowie o zaliczce. Póki nikt nie wiedział, wszystko było piękne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz