sobota, 20 lipca 2013

There's nothing wrong with fairy tales everyone ends up happily ever after in the end.

Rosalia Maria Egidi

dwudziestotrzyletnia przyszła pani doktor,
opiekunka w każdej wolnej chwili
skrycie marząca o pisaniu powieści i tworzeniu filmów,
zamieszkała w niewielkim mieszkaniu, w jednej z kamieniczek położonych nad rzeką,
za współlokatorkę mając pannę Hadley


Ludzie wcale się tak mocno od siebie nie różnią. Popatrz dookoła. Wszyscy kochamy, wszyscy cierpimy, ronimy łzy, śmiejemy się wesoło... Rodzimy się po to, by jak najlepiej przeżyć dany nam czas; tak by niczego nie żałować na łożu śmierci. Radość w życiu jest najważniejsza. Bez niej nie jesteś w stanie niczego dokonać.

Urodzona pewnego pięknego niedzielnego poranka, dnia dwudziestego siódmego sierpnia. Od razu okrzyknięta "dzieckiem szczęścia", bo ponoć los łaskawy jest dla tych, którzy przychodzą na ten świat w pierwszym dniu tygodnia. Wyczekiwana z niecierpliwością nie tylko przez państwo Egidi, ale również przez starsze rodzeństwo- racjonalną, siedmioletnią wtedy Emanuelę i nie do końca świadomego powagi sytuacji trzyletniego brata Cesare. Do tego babcie, ciotki i cała reszta rodziny była wniebowzięta, pogrążała się w zachwycie nad wiecznie promiennym noworodkiem, pulchnymi nóżkami, jędrnym ciałkiem i perlistym śmiechem wydobywającym się z malutkich usteczek dziewczynki.
Kilka dni później, podczas pięknej uroczystości kościelnej, znanej powszechnie pod mianem chrzcin, Asyż oficjalnie przywitał swoją nową mieszkankę.
Rosalia.
To był zachwycający, pełen słońca dzień. Taki pozostał też w pamięci wszystkich. Wraz z nim bowiem, do ich serc wkradło się poczucie spokoju i niewypowiedzianej radości. Pewna mała i całkiem niepozorna osóbka odmieniła życie wielu bliskich jej osób.
Bo czasami nie trzeba wiele. Miłość i szczery uśmiech wystarczą.

Nie wiem czemu ludzie tak bardzo nienawidzą dobroci i zwykłej życzliwości, a osobnikami zwyczaje szczęśliwymi gardzą. Wytłumaczysz mi czemu ten świat jest taki dziwny? Czemu jest tak irracjonalnie okrutny?

Dorastała w domu pełnym miłości, katolickim, choć może nie najgłębiej wierzącym (nie licząc kochanej babci ze strony ojca), w rodzinie wcale nie najbogatszej. Jako córka szewca i pani cukiernik, wiodła życie spokojne i szczęśliwe, choć w domu nigdy się nie przelewało. Nie mogła jednak narzekać na swoje dzieciństwo, bo przecież był to jeden z najpiękniejszych okresów w jej życiu. Zabawy, wyprawy w nieznane z rodzeństwem, gdzie Cesare zawsze wymyślał najbardziej niestworzone kierunki przygód, a Emanuela odwiecznie kwitowała je swoim niezadowoleniem; wyprawy, które zawsze kończyły się na lodach u mamy w cukierni, która ręce załamywała nad umorusanymi, poobijanymi, niejednokrotnie ze zdartymi kolanami pociechami. Przychodził ojciec, nakrzyczał, a potem i tak wszyscy śmiali się wesoło, wiedząc, że to się powtórzy. Dzieci w końcu musiały się wyszaleć, taka już była kolej rzeczy.
A dzieciństwa nie wolno nikomu odbierać.
Potem przyszła szkoła i wszystko zaczęło się zmieniać. Poczynając od Emanueli, następny w kolejce był Cesare, w efekcie więc Rosalia została sama. Nie potrafiła dogadywać się z rówieśnikami, którzy zwyczajnie nie byli w stanie dopasować się do jej pomysłów i sposobu postrzegania rzeczy, dlatego też skazana była na własną samotnię. Nie narzekała jednak. Takie spacery we własnym towarzystwie wyłącznie, harce na własną rękę miały bowiem swoje uroki. Poznała wtedy niejedne piękne zakamarki rodzinnego miasta, niejedną miłą starszą panią, samą bazylikę również z przyjemnością odwiedzała, przyglądając się z zaciekawieniem nie tylko zabytkowym freskom i romańskiej sztuce budowniczej, ale również turystom.  Z umorusaną od jedzenia lodów buzią, siedziała na murku, z ukrycia podglądając nieznanych jej osobników. Lubiła obserwować, dostrzegać błahe, nieistotne z pozoru szczegóły, które przecież składały się na całokształt obrazu, tego który ona sama z przyjemnością by uwieczniła. Z czasem więc zaczęła zabierać ze sobą zeszycik i ołówek. Wtedy też zaczęła się jej długa przygoda z twórczością literacką, kiedy to wyobraźnia małej dziewczynki nie znała granic, gdzie wszystko było możliwe, a piękny krajobraz kreowała dziecięca radość i miłość.
Ale i na nią przyszedł czas, jej również przyszło wkroczyć w wiek szkolny, poważniejszy. Potem życie potoczyło się już szybko, już nie tak szczęśliwie, choć Rosalia nie traciła optymizmu i nadziei. Z czasem bowiem ludzie tracą naturalną radość i wesołość, życie staje się powoli utrapieniem, a każdy objaw zadowolenia ze strony innej osoby zdaje się ciosem wymienionym w twoją stronę. Nagle do życia wkracza zazdrość, nienawiść. Wszystko powoli, stopniowo poczyna się psuć.
Jako nierozumiana, ta inna, niestety była przez rówieśników odrzucona. Nikt nie był bowiem w stanie w pełni zaakceptować Rosali dokładnie taką, jaką była; nikt poza rodzeństwem, rodziną i bliskimi. Dzieci bowiem potrafią być okrutne.
Wszystko zmieniło się diametralnie na poziomie liceum, a potem było już tylko lepiej.
Wyrosła na ludzi, wyjechała na studia, decydując się na kierunek, który wybrała również siostra- Emanuela, młoda pani kardiochirurg, zamieszkała w jednej z lepszych dzielnic Florencji, przygotowująca się do zamążpójścia. Rosalia nie miała na tyle odwagi, by rodzicom marzącym o jak najlepszej przyszłości dla swoich pociech, powiedzieć, że pragnie w życiu chyba czegoś trochę innego, że skrycie, od lat marzy jej się pisanie. Miała jednak zbyt dobre serce, zbyt wiele chciała dobra dla innych, siebie stawiając zawsze w hierarchii najniżej; tak jednak musiało być jej zdaniem. Chciała pomagać, zwłaszcza maluchom, które uwielbiała, więc w gruncie rzeczy medycyna nie była aż tak złym wyborem. Przecież będzie mogła jeszcze pisać, prawda?
Cesare kończył studia prawnicze, choć z łatwością wciąż było można odnaleźć w nim chłopca, brata, którego Rosalia zawsze uwielbiała, a który zrobiłby dla młodszej siostrzyczki wszystko.  A choć cała trójka mieszka we Florencji, to jednak widują się nader rzadko. Emanuela nigdy nie ma czasu, Cesare z kolei ma go coraz mniej. A Rosalia? Ona zawsze skłonna byłaby go znaleźć. Nie ma w końcu w życiu rzeczy niemożliwych. Kończyło się to z reguły samotnymi spacerami po zmroku, wieczorami spędzonymi na zajmowaniu się pociesznymi szkrabami, nauce, choć zdarzały się również spotkania ze znajomymi, przyjaciółmi.


Każdy dzień jest ważny, nie zapominaj o tym. Cokolwiek by się w życiu nie działo, spróbuj znaleźć jakiś powód do radości, chociażby coś niezwykle błahego  Znajdź coś, dzięki czemu będziesz mógł być szczęśliwy nawet w chwili bólu i cierpienia. Wtedy już nic nie będzie Ci straszne.

Nie jest najwyższa, najchudsza, najpiękniejsza. Do ogólnie pojętej piękności wiele jej brakuje. Choć szczupła, to jednak niezbyt wysoka. Panienka o burzy brązowych loków na głowie, wiecznie uśmiechnięta, z oczami pałającymi sympatią w barwie mlecznej czekolady. Chodząca z głową w chmurach, wiecznie zadowolona, pełna optymizmu, skłonna zrobić wszystko by tylko poprawić Ci nastrój. Katoliczka, nie tylko z imienia. Osóbka grzeczna, uprzejma, zawsze pomocna. Prawdziwa marzycielka i romantyczka. Skrycie zakochana w przyjacielu brata, pewnym przystojnym Francuzie, przyszłym panu prawniku. Ale o tym nikt się nigdy nie dowie. Tak jak i o jej twórczości.
Taka jest Rosalia, każdy z resztą widzi. Całkiem prosta, czy nie tak? Nie kłamie, nie kręci, zawsze chętnie porozmawia na każdy temat, choć przy niektórych zacznie jej brakować słów, a policzki nagle zaczną przybierać barwę pąsowej róży. Jest szczera, choć nigdy do bólu, zawsze znajdzie drogę, by wszystko ładnie ubrać w słowa, by brzmiało dobrze, po prostu odpowiednio. Łatwo ją zawstydzić, trochę trudniej doprowadzić do łez. Nie zwykła jednak krzyczeć. To ona jest tą uległą; tą która zawsze chce dobrze, ale pomimo największych nawet starań, nie zawsze jej to wychodzi.
Znaleźć ją można wszędzie. Lubi chodzić po mieście, zwłaszcza zachodzić do zabytkowych miejsc, w tym szczególnie kościołów. Co niedzielę wypróbowuje też nową cukiernie, smakując tamtejszych lodów. Żadne jednak nie są tak dobre, jak te matczyne.
Bo wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.

Toskania jest piękna  w to nikt nie wątpi, ale widziałeś kiedyś Umbrię? Tą niezwykłą krainę, z zabytkowymi kamieniczkami i małymi uliczkami należącymi do niewielkich miasteczek zbudowanych na zboczach wzniesień? Tam magia wisi w powietrzu.


POWIĄZANIA|| TWÓRCZOŚĆ

[Przepraszam, nie umiem prowadzić postaci męskich, w innym wypadku pewnie zawitałby jakiś zakręcony pan. Jest jednak Rozia- człowiek, który wszystkich lubi, wszystkich chętnie pozna, z każdym gdzieś wyjdzie. W dobie tworzenia postaci smutnych, z mroczną i niebzyt ciekawą przeszłością, stworzyłam osóbkę raczej przeciętną, wyróżniającą się tylko optymizmem, radością życia i dobrym serduszkiem. Liczę że ktoś ją polubi i w ogóle Rozia się spodoba. O wątki chociaż nie trudno. Chyba tyle.... Ah, na powiązania zawsze jestem otwarta. A i wątki preferuje dłuższe, zdecydowanie.
Rosalka chyba trochę inspirowana postacią Enrique Geum'a z dramy "Flower Boy Next Door" if you know what i mean.
Rodzeństwo Rozi do przejęcia. Pan Francuz też.
Kart pisać nie lubię i jakoś nie umiem.

Buzi użyczyła Emmy Rossum.
Ogólnie, cześć, czołem i te sprawy ;)]

17 komentarzy:

  1. [Bardzo pozytywna postać, tak mi się przynajmniej wydaje ;> Wątek?]

    Michelle

    OdpowiedzUsuń
  2. [Ano, prawdziwe, sam mam miliardowy uraz do moich ukochanych mangozyebów. Czy jest ich jakkolwiek połączyć, tych bohaterów... Nie wiem, czy to komplement czy przywara, ale na czytanie tej karty zeszła mi cała kawa, chyba wolno czytam. ;_; A cóż wątek - ja też go jakoś nie widzę. Można by kombinować na przypadkowe spotkanie, ale one chyba nie oferują długich wątków, które lubisz. Jak kiedyś na coś wpadniemy, to się do siebie odezwijmy. *-*]
    S.S.

    OdpowiedzUsuń
  3. [Witam i dziękuje za tyknięcie tak zwanym patykiem w tyłek :D Hmm. Sądzę, że nasze panie mogłyby się poznać w momencie, gdy Gaia szukała opiekunki dla Mattea - który wcale taki rozpieszczony nie jest, no chyba, że chodzi o lody waniliowe xD I tak to mogłyby się zaprzyjaźnić :D

    Miło mi, że kogoś zaskoczyłam :)]

    Gaia

    OdpowiedzUsuń
  4. [piszę na tablecie dlatego wybacz mi brak polskich znaków i błędy. Mysle ze siostra Andrea moze wyslac na zastepstwo Rosalie by ta odprowadzila go na terapie, bo boi sie, ze mezczyzna sam nie pojdzie a to bardzo wazne jest by jego psychika wrocila do sprawnosci. Jesl chodzi o pomoc to watpie by Andrea pozwolil sobie pomoc ale probowac mozna :-) ]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Tak, dokłądnie powiązanie przez dzieci xD To w sensie, że Rosalia była by opiekunką Matteo :) Tylko kto zacznie? xD]

    Gaia

    OdpowiedzUsuń
  6. [Wakacje, upały +30 xD Zresztą nie mam talentu do rozpoczynania, ale postaram się coś wymyślić do jutra jeśli mam zacząć xD A najlepiej będzie mi się myśleć, siedząc obok pana Kacprzaka w autobusie xD]

    Gaia

    OdpowiedzUsuń
  7. [Ah, na lepszą współlokatorkę niż przyszłą panią doktor chyba nie mogła trafić ;> czy może to być mieszkanko na poddaszu? <3 to kto przychodzi z manatkami? :D]
    Magdalene

    OdpowiedzUsuń
  8. [No pewnie, że entuzjazm, zaraz będę edytować kartę skoro mieszkanie już jest. To w takim razie Mag wpakuje się do Rosalie :D A żeby jakoś urozmaicić wątek to może braciszek Magdalene będzie pomagał z bagażami? ;) Zaczynam, tak? ;>]
    Magdalene

    OdpowiedzUsuń
  9. [To powodzenia na egzaminie, w takim razie ;>]

    Nie było nic piękniejszego w tym, że otrzymywało się list z pozytywnym rozpatrzeniem przeniesienia, znalazło się cudowne i przytulne mieszkanko na poddaszu w kamienicy i nie musiało się tłumaczyć każdego wyjścia z domu. Oczywiście Magdalene bardzo kochała dziadków, ale wiedziała, że ci praktycznie nie zauważają tego, że już od jakiegoś czasu była dorosła. Czy to jej wina, że była drobna, nieporadna i zbyt grzeczna? Zamiast na imprezy to siedziała w książkach i takie oto rezultaty. Nawet jej brat miał o niebo lepiej, bo zaciągnął się do wojska i robił, co chciał. No i proszę, na kimś swoją uwagę babunia musiała skupić, prawda?
    Grunt, że Lenka w końcu zaczynała wszystko od początku. Nowy start i to dosłownie. Bo co z tego, że nie mówiła nikomu o tym, co ją przez niecały miesiąc dręczyło? O przypadłości dziewczyny wiedziało całkiem małe grono zaufanych (dziadkom nic mówić nie mogła, bo przeprowadzka nie doszłaby do skutku) i tak miało pozostać.
    Zadowolona i cała w podskokach wspinała się schodami na samą górę, słysząc za sobą ciężko oddychającego brata. Oj tam, naprawdę nie wiedziała o co mu chodzi. Niósł przecież tylko dwie ogromne walizki, i dwie sporej wielkości torby podróżne. Karton z kilkoma książkami i kaktusem pozostawiła sobie, taka była łaskawa. Wciskając pudło pod jedną pachę zadzwoniła dzwonkiem, oglądając się w dół, ale tragarz musiał ewidentnie zamarudzić na jakimś piętrze.
    Magdalene

    OdpowiedzUsuń
  10. [Okey, z chęcią zacznę, ale jutro, bo dzisiaj jestem wyprana z sił, także do napisania :*]

    Michelle

    OdpowiedzUsuń
  11. [No nie, fajny nie jest. Osobiście omijałabym go szerokim łukiem - na szczęście Elias nie jest na tyle głupi, żeby się przed byle kim ze swoimi problemami ujawniać. :) Dlategoż normalne wątki bez patologii są nad wyraz pożądane, w tym kpienie z dziwnego akcentu, dziwne żarty i zabieranie dzieciom słodyczy. Nie, żartuję, słodycze zostawiamy w spokoju. No dobrze, a co Ty na to, żeby Rozia, jako opiekunka, wyszła ze swoim podopiecznym na spacer i zapuściła się w okolice knajpki Eliasa. Nagle młody/a zgłodnieje, okaże się, że chiński bar jest jedyną opcją, a za ladą będzie szczerzył się Szwed. Ewentualnie zaplącze się sama, bez brzdąca, jak wolisz. W sumie byłabym nawet chętna na spotkanie w kościele. Zagubiony obcokrajowiec nieporadnie potrącający ławki i próbująca się skupić na modlitwie i pięknie fresków Rosalia. Więc jak robimy?]

    Elias

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Trafiła kosa na kamień ;P Zetkniemy ich na wernisażu, bo to niewierzący dureń, więc w kościele go nie zastaniesz. Skoro zaproponowałaś wątek, ja go napiszę ;)
    I dziękuję za powitanie ;) ]
    Harper

    OdpowiedzUsuń
  13. [O, bardzo mi miło. Ja mam nawet pomysł na wątek. Marco mogłoby się w nocy wydawać, że słyszy jakąś szarpaninę czy coś takiego w mieszkaniu obok i wpadłby z bronią na ratunek, a tu by się okazało, że to na przykład telewizor głośno gram albo przestarzałą rura pękła czy coś takiego Fałszywy alarm.]

    OdpowiedzUsuń
  14. Jeżeli chodziło o mieszkanie to Magdalene nie miała zbyt dużych wymaganiach, ponieważ najzwyklej w świecie mogłaby zamieszkać w jakiejś ciasnej dziurze, byleby czynsz był mały i okolica mniej więcej bezpieczna. Kto jak to, ale ona w najdrobniejszych szczegółach potrafiła dostrzec piękno. Szukała tylko w miarę normalnego współlokatora (razem raźniej i taniej), ale trafiła na samych psychopatów i ćpunów. A tutaj z nieba spadła jej Rosalia! Naprawdę, nie mogła trafić lepiej, bo i okolica była przyjemna, a samo mieszkanie przecudne. Nic dziwnego, że czuła zarówno radość jak i podekscytowanie. Miodzio.
    Magdalene miała tylko nadzieję, że nie narobi kłopotu dziewczynie. Była raczej spokojną dziewuszką (chociaż każdy ma to swoje drugie ja), starała się nie bałaganić, gotowała i sprzątała. Powinny się dogadać, prawda? Musiała tylko uprzedzić, że zdarza jej się wylać kawę na ładny dywanik, czy też od czasu do czasu rozbić szklankę. To jednak nie był kłopot. Nie był, prawda?
    - Cześć - powiedziała wesoło wkraczając do mieszkania dużym krokiem i uśmiechnęła się wesoło niczym mała dziewczynka. - Rany, jak tu ładnie - dodała nie mogąc się powstrzymać i obejrzała się za siebie słysząc zbliżające się sapanie.
    - To mój brat, John. Pomaga z rzeczami - wyjaśniła śmiejąc się cicho. Chyba nikt nie przypuszczał, że przyszła z małym pudełkiem, prawda?
    Magdalene

    OdpowiedzUsuń
  15. [No cóż, ja to z reguły wszystkim wątkom mówię TAK, podobnie jak powiązaniom. I jeśli już mają się znać, to najpewniej i najciekawiej by było, gdyby Nicco kiedyś w jakiś tam sposób zranił siostrę Rosalii. Co Ty na to?]
    Niccola

    OdpowiedzUsuń
  16. Niccola kochał swoje miasto. Florencja nie miała dla niego żadnych tajemnic. Zupełnie tak samo, jak kobieca dusza. Ale o tym może trochę później, bo to przecież nie czas, ani miejsce na rozmyślania o pięknych kobietach. Powinien skupić się na swoje pracy. Ileż to już razy podczas chwili totalnego rozluźnienia poparzył się kawą? Och, zapewne więcej niż sto. Gdzieś na dziesięciu przestał liczyć. Poza tym był facetem. Musi być twardy, a nie miękki.
    Na ogół Niccola spędzał każdy wieczór jako barman w jednym z najlepszych klubów w całej Florencji. Czasem jednak trafiała mu się jakaś dorywcza praca. Zazwyczaj wtedy, kiedy brakowało mu gorsza, bo wszystko wydał na darmowe drinki dla pięknych pań, a napiwki zdecydowanie nie były wystarczające, by to wszystko pokryć. Od mniej więcej tygodnia siedział więc w kawiarni, starając się obsługiwać wszystkich ludzi bez zająknięcia. No cóż. Nie zawsze to było łatwe. Tego dnia trafił już na parę zrzędliwych staruszków, którym nic nie odpowiadało. Musiał jednak jakoś przełknąć zgryźliwe komentarze.
    Można powiedzieć, że odetchnął z ulgą, kiedy zbliżyła się do lady młoda dziewczyna, zamawiając przy tym cappuccino. Przyglądał się jej przez krótką chwilę. Odnosił wrażenie, iż mieli już kiedyś okazję się spotkać. Ale gdzie i kiedy? Tego pamięć Niccoli nie była już w stanie ogarnąć. Przecież każdego dnia przewijały się w jego pobliżu dziesiątki kobiet. Ta niewiedza jednak potwornie go dręczyła. Nie chciał zachowywać się jak cham, ale zwyczajnie potrzebował zaspokoić własną ciekawość. Stawiając przed dziewczyną kubek, zapytał z czarującym uśmiechem:
    - Czy my przypadkiem już się nie spotkaliśmy?
    Niccola

    OdpowiedzUsuń
  17. Kolejny strzał. Czerwona plamka, która z szybkością światła powiększała się na jednym z mundurów. Spocone ciało. Kolejna dziurka w ścianie.
    Dobrze, że jego siostra tej nocy musiała jechać do rodziców, bo huk spowodowany wystrzałem pistoletu na pewno po raz kolejny by ją przestraszył. Mężczyzna zdawał sobie sprawę, że kiedyś podczas snu może przypadkiem wycelować w siebie, jednak nawet to nie odstraszało go by pod puchatą poduszką trzymać swój rewolwer. Żył, a raczej trwał jedynie dla siostrzyczki. Wiedział, że ma nadzieję, że wszystko wróci do normy, że on na nowo będzie się uśmiechał, a ciągłe napady złości, które przeplatały się z dniami totalnej ciszy, wreszcie ustąpią. Sam w to nie wierzył. Zdawał sobie sprawę, że ona nie rozumie, że nie wie co się tam wydarzyło zatem może spokojnie żyć bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia. To on widzi pola nasiąknięte krwią. Powyginane ciała. Porozrywane klatki piersiowe.
    Jego oddech był szybki ale miarowy, gdy po raz kolejny jego wzrok utkwił w ścianie, na której pojawiła się 33 dziurka do kompletu. Strzelanie było u niego czymś automatycznym, szczerze mówiąc można było go w tej czynności porównać do robota, choć każdy strzał dogłębnie przeżywał. Przecież zdawał sobie sprawę, że niejednokrotnie odbiera żonie męża, a dzieciom ojca.
    Nero głośno zaszczekał i mimowolnie przybiegł do sypialni Andrea. Drzwi jak zwykle były zamknięte, jednak sprytny pies nauczył się skakać przednimi łapami na klamkę, by w sytuacji takiej jak ta móc zobaczyć czy aby na pewno jego pan jeszcze oddycha.
    Dźwięk dzwonka przeciął ciszę, która zapadła gdy pies ze smutkiem wpatrywał się w swego skulonego na łóżku pana. Nie chciał otwierać, jednak zdawał sobie sprawę, że za drzwiami mógł stać listonosz z ważnymi informacjami z dowództwa, zatem bez wahania ruszył w kierunku drzwi.
    Zdziwił się widząc dziewczynę i w pierwszej chwili pomyślał, że to akwizytorka, ewentualnie sąsiadka która przyszła pożyczyć cukier, choć znał starsze panie, które mieszkały w tej kamienicy już bardzo dobrze.
    - A co ja kurwa, mam 5 lat? – prychnął momentalnie z taką ignorancją, że sam się zdziwił, że jeszcze tak potrafi. – Ją chyba pojebało.. – automatycznie się odwrócił by wyciągnąć telefon i automatycznie wybrać numer siostry, która de facto nie odbierała. Taka zamiana nastroju była u Andrea nowością, zatem chwilowe wyciszenie mogło sygnalizować jedynie cisze przed burzą.

    [przepraszam, ze dopiero teraz odpisuje]

    Andrea.

    OdpowiedzUsuń