piątek, 21 czerwca 2013

Miss Atomic Bomb


S o f i a  G e n n a r o
17.10.1986 Florencja
właścicielka butiku w centrum miasta


Dorosła córeczka tatusia. Dyktatorka niewielkiego wzrostu. Utalentowana w kuchni.

Certo, każdy kojarzy tą historię, która przez długi czas nie schodziła z pierwszych stron gazet. 

"Niesamowity wydaje się fakt, że Cesco wreszcie podjął decyzję o ustatkowaniu się i założeniu rodziny. Wielokrotny reprezentant drużyny narodowej Włoch i piłkarz klubów takich jak Juventus czy Fiorentina w najbliższej przyszłości zostanie ojcem. Nikt z otoczenia Francesca Gennaro nie ujawnia kim jest matka przyszłego potomka jednego z naszych najlepszych piłkarzy." 

"Znany z romansów Cesco Gennaro, reprezentant kadry narodowej, przyznaje, że dziecko urodziła matka zastępcza; nie podaje przyczyn swojej decyzji i odmawia większego komentarza. Córeczka piłkarza, Sofia, przyszła na świat dziś o świcie, 17 października 1986 roku w szpitalu Świętej Marii."

  
Sofia nigdy w całym swoim życiu nie pomyślała, że przyszła na świat jedynie jako zachcianka swojego ojca; kaprys, który miał zaspokoić jego egoistyczne pobudki. Ojciec nie zrobił nic by pozwolić jej na takie myślenie.
Francesco Gennaro był piłkarzem u szczytu sławy, wielokrotnie nagradzanym i ku niepocieszeniu fanów, piłkarzem, który wkrótce miał udać się na zawodową emeryturę. Zdobył wszytko i był wszędzie. Majątek, samochody, kobiety. Nie mógł jednak pokonać ogarniającego go coraz częściej lęku przed samotnością, a który potwierdzany był tabunem fałszywych znajomości i udawanych przyjaźni. Zdecydował więc, że dziecko będzie złotym środkiem, który ukoi jego egzystencjalne rozterki; widział kolegów z drużyny, którzy przyprowadzali na treningi swoje pociechy i które były lekiem na całe zło. 
Sofia nigdy nie próbowała skontaktować się ze matką. Nigdy za nią nie tęskniła, nigdy nie pragnęła jej dotyku, nigdy nie zazdrościła koleżankom; jak mogła tęsknić za czymś czego nie znała? Ojciec nie próbował szukać jej na siłę mamuś; ona akceptowała jego krótkotrwałe miłostki ponieważ od najwcześniejszych dni miała poczucie, że jest najważniejszą osobą w jego życiu. Nie zmieniło się to do dnia dzisiejszego. 
Od pierwszych dni była niezwykle rozpieszczana, ale wychowywana z tradycją rodziny Gennaro - wszystko było w granicach zdrowego rozsądku i przyzwoitości. Drugą najważniejszą osobą w życiu Sofii jest nonna Margherita, matka ojca. To ona odpowiadała za kolejne etapy w życiu Sofii; za płynne przejście z dziewczęcości w kobiecość i za naukę gotowania. 


Mrożona woda z cytryną i miętą. Butik w centrum miasta z ciuchami tylko i wyłącznie włoskich projektantów. Weekendy w Rzymie.

Sofia jest jasnowłosą istotą, ale przyznaje się do regularnego rozjaśniania włosów u fryzjera. 
Niewielki wzrost. Jasne oczy. Zatem nie wygląda jak typowa przedstawicielka południowego typu urody.
Zwykle określana jako piękna, kobieca, delikatna. Stało się to nagminne do tego stopnia, że swój wygląd przyjęła za coś zwykłego. Sofia zdaje sobie jednak sprawę, że jej uśmiech potrafi zmiękczyć nawet najtwardsze serce.  
W sposób nieświadomy ubiera się seksownie, ale nigdy wyzywająco. Zawsze na obcasach. 


Dużo książek. Trochę papierosów. Przesiadywanie w knajpach do rana, dyskutując o wszystkim i o niczym. 

Zaprzeczenie spokoju i opanowania. Niezwykły temperament; nie rozpoczyna kłótni, ale potrafi się w niej zupełnie zatracić, całą sobą zaangażować. Krzyczy, miota się, klnie. Najczęściej później uśmiecha się przepraszająco, ściska dłoń, całuje w policzek i puszcza w zapomnienie. Nie wybacza zdrady. Tylko i wyłącznie. 
Towarzyska i pewna siebie. Szczera do bólu. Miła i otwarta w stosunku do ludzi; nie rozumie dlaczego miałaby komukolwiek zatruwać życie. 
Romantyczka i marzycielka, jednocześnie stąpająca mocno po ziemi. Wie, że im wyżej wzlatuje się z marzeniami, tym boleśniejszy może okazać się upadek. 
Wierzy w miłość. 



[Karta lakoniczna, wiem. Wolę jednak, gdy charakter postaci wychodzi 'w praniu'. Zapraszam do wątków i powiązań; wszystkich! Lubię długo pisać. Dodatkowo: przeprowadzam konkurs na przyszłego męża Sofii i dramaty w jej życiu, dużo dramatów! Ktoś chętny? ;>
Wizerunek: Rosie Huntington - Whiteley. W tytule piosenka The Killers - Miss Atomic Bomb; polecam.
Karta ulegnie przeróbkom.]
    

12 komentarzy:

  1. [Witam prześliczną panią :) Czy kieszonkowiec i kanciarz nadaje się do konkursu? :>]

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Przepraszam, czy dramat wystąpi, jeżeli w blond fryz zapląta się jakiś ptasi szpon może? ]
    Maniscalco

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Niestety, w swoich uwagach jestem często aż nazbyt otwarty, ale czasem działają. A poliester lepiej odkryj, bo mózg teraz musi się zapalić od pomysłów na wątek i się materiał zapali.
    Gianniego raczej w butiku nie ujrzymy, w knajpie także. Chyba, że ktoś go tam siłą zaciągnie na jakieś kwartalne spotkanie ze znajomymi. ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ To chyba musiałby kurczaki zaatakować, bo drapieżne to nie tak łatwo :> Ja mam w głowie bawełnę i nic lepszego nie wymodzę. I jeszcze mam śmiałość Cię obarczyć zaczęciem ; D ]

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Jestem zawiedziony :< Grafomania w nocy jest najlepsza :< ]

    OdpowiedzUsuń
  6. [ To czekam. A póki co, to dobranoc. ]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Uff, nawet nie wiesz jak mi się miło zrobiło czytając taką opinię ;)
    Dzięki i witam również, wszak obie jesteśmy świeżaczki.]

    Lulu

    OdpowiedzUsuń
  8. [ach ta Rosie, jakieś pomysły? czy ja mam się wysilić? ;d]

    Alexander

    OdpowiedzUsuń
  9. [Spoko ^^' Co powiesz, by Cajun zawrócił panience Gennaro w głowie a ta w końcu zawiedzie się, bo dowiedziała się o jego "fachu"? Taki dobry chłopaczek a zajmuje się ciemną stroną mocy xD Jeśli odpowiada Ci to, to Sofia mogłaby próbować nawrócić go na jasną stronę mocy :)]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Pewnie! Wszyscy kochają Zacharego :D Z chęcią bym coś wymyśliła, ale kiepsko u mnie z wszelakimi pomysłami. :C]

    Leon Bocaccio

    OdpowiedzUsuń
  11. [ To może by się tak przyjaźniły, choć Fio to taka trochę dziwna osóbka więc z nią ciężko będzie. ]

    Fiorella

    OdpowiedzUsuń
  12. Zaraz po sokołach, rarogach i innych drapieżnych przyjaciołach najlepszymi kumplami okazywały się kurczęta. Zawsze pozytywnie nastawione, żółte albo różnobarwne, obiegały nogi człowieka dookoła i nigdy nie patrzyły podejrzliwie na Giovanniego. Ten raz dziennie wypuszczał je do ogrodzonej starannie zagródki, żeby żaden malutki łepek nie przedostał się na zewnątrz. Dziobały sobie spokojnie trawę, biegały, oczywiście nie bez hałasu. Od góry ogrodzenie było częściowo zasłonięte, żeby żadnemu głodnemu ptactwu nie zachciało się zapolować. Niestety, dziura pozostała na wsypywanie ziarna oraz doglądanie okazała się wystarczająca, by pomieścić hasającego dookoła psa rasy samoyed.
    Przeraźliwy pisk kurcząt obudził z letargu sokolnika Maniscalco, który oddawał się (nie)przyjemności sprzątania pomieszczeń, w których znajdowali się najważniejsi podopieczni całej farmy. Niemniej jednak kurze miniaturki były ważniejsze niż świeże posłanie dla ptaków, teraz będących na jednym z pokazów. Zdezorientowany wypadł na środek, jakoś przyswoił sytuację, a następnie - zanim jeszcze zdążył zając się myśleniem na temat tego, co tu robi jakikolwiek pies - rzucił się w stronę boksu. Na szczęście czworonożny kudłacz nie dał rady tak szybko się odnaleźć, chyba oszołomiony lekko hałasem dookoła, więc Giovanni zastał kurczęta całe i zdrowe. Sam jednak ucierpiał - kiedy chwycił puszyste zwierzę, to zaczęło nieco się miotać, w efekcie czego na ręce pojawiły się lekkie zadrapania. Pewnie potem będą piec, ale na razie najważniejsze stało się puszczenie psa wolno. Tak tez po chwili się stało, a wtedy mężczyzna odetchnął z ulgą.
    Kto normalny wpuszcza takiego wariata na teren sokolarni? Czasem zaczynał podejrzewać, że ludzie nie mają za grosz wyobraźni. Co prawda żaden raróg nie dałby się złapać jakiemuś przyziemnemu pupilowi, ale ten mógł narobić sporo szkód w obejściu. teraz zresztą nie do końca wiadomo, co z takim białym delikwentem zrobić: czy zostawić i szukać właściciela, czy wypuścić, czy może zachować dla siebie? Chociaż ta ostatnia opcja wydawała się niedorzeczna, zwłaszcza, że teraz samoyed nie wyglądał na specjalnie przekonanego do Maniscalco.
    Jedno jest pewne: na drugi raz należało zrobić wyższe ogrodzenie dla kurcząt.

    [ Przepraszam, jeśli za krótko i bezpłciowo, a w dodatku późno. Mam drobne kłopoty z komputerownią niestety. ]

    OdpowiedzUsuń