Andrew Jonathan Harper
34 (1 V 1979r); Yorkshire - Anglia
Makler giełdy towarowej i papierów wartościowych
Wdowiec
Spotykasz go codziennie od dobrych siedmiu dni
tutaj; w samym sercu upalnej Toskanii. Dzisiaj, wiedziona nieodpartą pokusą
poznania go, ponownie przekroczyłaś próg kasyna, praktycznie od razu dostrzegając
jego postać. Sto dziewięćdziesiąt pięć centymetrów tajemnicy siedzi naprzeciw
ciebie, pośród dymu drogich cygar i gwaru wesołych rozmów. Tej nocy nie
zamierza oddawać się grze hazardowej z obecnym tu towarzystwem; zajmuje samotne
miejsce przy barze, pogrążony w myślach, do których nigdy nie otrzymasz klucza.
Nieistotne – mówisz sobie, zbyt pochłonięta jego aparycją, aby zastanawiać się
nad skutkami swojej ignorancji. Oceniasz go wizualnie tak, jak wielu ocenia
kuszące ich rzeczy zastanawiając się nad ich kupnem, dostrzegając wpierw ogólny
zarys wysportowanej sylwetki, sugerującej, iż dba o formę, choć nie pręży
mięśni na każdym kroku, nie dając nacieszyć nimi oczu byle komu. Dobrze; w
końcu to, co nieodkryte, kusi najbardziej. Później przychodzi kolej na strój;
dałabyś sobie odciąć obie ręce, iż gustowny, czarny garnitur został wykonany
przez Spencera Harta, a choć nie przepadasz za formalnymi strojami, uważając je
za , nonszalancja z jaką go nosi, zmusza cię do podejrzeń, czy przypadkiem nie
pojawił się na tym parszywym świecie. Bez wątpienia jego postać jest niebywale
trudna do zgubienia w tłumie, nie tylko poprzez atuty, które odszukałaś u
Nieznajomego, ale i niebanalny wzrost wyróżniający go na tle innych mężczyzn.
Widzisz, jak przygryza ładnie wykrojone męskie wargi, aby po chwili musnąć nimi
kieliszek trzymanego w dłoni alkoholu; dostrzegasz na palcu złotą, prostą
obrączkę, która ledwie na moment staje się dla ciebie klinem. Unikasz wszelkich
znajomości z tymi, którzy posiadają żony i rodziny, unikając w ten jakże prosty
sposób niepotrzebnych problemów, albo wyrzutów sumienia, gdy następnego dnia „będzie
po wszystkim”. Wahasz się. Spuszczasz wzrok, jednocześnie mając wrażenie, że
czujesz na zarumienionych policzkach spojrzenie dwóch kryształków lodu. Kiedy
ponownie unosisz swoją urodziwą twarzyczkę, dochodzi do ciebie, iż zostałaś
przez niego dostrzeżona; jego usta uniosły się w delikatnym, prawie
niezauważalnym uśmiechu niemego powitania, dodając ci odwagi i podejmując
decyzję. W końcu jesteście dwójką nieznajomych, a najdalej jutro zapomnicie o
sobie nawzajem, ruszając każde we własną stronę, jako bagaż z tego
doświadczenia, dźwigając wspomnienia. Stosując typowo kobiecy wybieg,
odgarniasz dyskretnie nieposłuszne kosmyki włosów, przedostając się przez salę
wypełnioną gośćmi w taki sposób, aby każde oczy skierowane były na twoją
skromną osobę.
Osiągnąwszy zamierzony cel, zajmujesz miejsce obok niego,
zamawiając jeden ze standardowych drinków w karcie, potrzebując rozpaczliwie
kolejnej dawki odwagi, żeby odwrócić głowę w jego stronę. Upijasz niewielki
haust, niemalże czując rozchodzący się we krwi lodowaty alkohol. Dopiero wtedy
nieśpiesznie zwracasz na niego uwagę. Dostrzegasz dużą, silną dłoń
niecierpliwie zaczesującą do góry burzę hebanowych włosów, odsłaniającą przy
tym jego oczy, będące niezwykłe w swej postaci – wielkie, okrągłe oczy chłopca
w wyrazistych, jak u kota oprawach, przeszywają wzrokiem spod kurtyny czarnych
rzęs, hipnotyzując hardym, zaciętym spojrzeniem w rzadko spotykanej barwie
czystego błękitu; oczy osoby naznaczonej ciężkimi przeżyciami. Z bliska jego
twarz wydaje się jeszcze bardziej fascynująca, zupełnie inna od wszystkich
twoich dotychczasowych kochanków razem wziętych. Intryguje cię, aż w końcu
dochodzisz do wniosku, że każdy mężczyzna przekraczający trzydziesty rok życia,
powinien wyglądać choć w połowie tak dobrze, jak on. Niewielkie bruzdy na czole
i w okolicach oczu, zamiast ujmować mu uroku, tylko dodają kolejne punkty w twojej
nieistniejącej skali. Nie przypomina w najmniejszym stopniu kolejnego młodzika
z wybujałą wyobraźnią i burzą testosteronu w spodniach. Długo delektujesz się
po prostu patrzeniem na niego, aż w końcu możesz usłyszeć jego śmiech… to ci
dopiero widok! Prócz rzędu białych, jak perełki zębów, dostrzegasz na
policzkach dwa cudowne dołeczki stworzone boską ręką do składania na nich
czułych pocałunków, podobnie zresztą do ust – na twoją szczególną uwagę
zasługuje dolna, pełna warga kusząca do figlarnego pochwycenia jej zębami w
erotycznym uniesieniu. Pobudzona alkoholem, zadajesz o powód jego rozbawienia.
Odpowiedź, jaką otrzymujesz, przyprawia cię o soczysty rumieniec i mimowolnie,
wywołuje śmiech także u ciebie. Tkwi w nim rzeczywiście coś magnetyzującego; w
zaborczym, nieprzewidywalnym, kuszącym sposobie bycia mężczyzny, coś, co
sprawia, iż pozostałe kobiety oglądają się niecierpliwie, a ich partnerzy mogą
tylko zgrzytać zębami w cichym wyrazie złości. To przełom; moment, na który
czekałaś, by zacząć rozmowę. Drink po drinku, oczarowana jego twardym,
brytyjskim akcentem i płynnością z jaką posługuje się językiem włoskim, wyciągasz
coraz więcej wniosków, zapominając zupełnie o podtrzymywaniu pozorów
eleganckiej, zdystansowanej damy. Pozwalasz sobie na częstsze trzymanie dłoni
na umięśnionym udzie, będąc coraz bardziej śmiałą w stosunku do niego; powoli
zacierasz granice, których tak mocno trzymałaś się za każdym razem. Wciągasz
się w jego grę; pozwalasz uwieść się słowami, starając zapamiętywać wszystkie
gesty i mimikę przystojnej twarzy. Gdyby nie ten przeklęty urok, mogłabyś
zauważyć o wiele więcej istotnych faktów z jego życia. Między innymi to, że
obdarzony jest pamięcią fenomenalną, a przez lata starań i włożonych w to
wysiłków, nauczył się dobrze wykorzystywać owy dar. Będąc zdolnym człowiekiem,
studiował dwa diametralnie różne kierunki: finanse i rachunkowość ze
specjalizacją inżynierii finansowej oraz historię sztuki, preferując jednakże
obracanie cudzymi pieniędzmi. W wolnych chwilach, przy odrobinie szczęścia,
mogłabyś go zastać z aparatem fotograficznym w dłoni; nie ukrywa, że interesuje
się wszystkim po trochu, bo świat ma naprawdę wiele do zaoferowania. Zapewne
osiągnąłby znacznie więcej ze swoim intelektem, gdyby nie głupie serce, ale o
tym nie zamierza teraz rozmawiać, zakrywając dłoń z obrączką i ucinając twoje
dalsze spekulacje, a ty, usiłując się zreflektować, zalewasz go kolejną falą
nieistotnych pytań, nie patrząc na mijające godziny. Chcesz wiedzieć skąd się
tu wziął? Przyjechał prosto z Nowego Jorku, gdzie mieszka od dobrych paru lat,
poświęcając się swojej pracy. Mimo wielkiej miłości do rodzimej Wielkiej
Brytanii, wyjechał nie oglądając się za siebie. Sprytnie omija temat rodziny
lecz przeczuwasz, iż w tym wypadku jedno bezpośrednio wiąże się z drugim. Bo i
czym maiłby się chwalić? On lepiej, niż ktokolwiek rozumie, jak trudnym
zadaniem dla młodego, nieprzeciętnie zdolnego człowieka, jest uwolnienie się od
ojca, którego jedynym sposobem na dotarcie do niego, było wybijanie na jego ciele alfabetu morsa. Chcesz go bliżej poznać? To jest nieosiągalne, nie tylko
dla ciebie.
Czekasz na propozycję do wspólnej gry; wszystkie
wysyłane przez niego sygnały wskazują na to, iż wykorzystacie bardzo dobrze
resztę nocy. W końcu, zniecierpliwiona wysuwasz wiszące między wami pytanie.
Wówczas twarz i postawa mężczyzny, ulega całkowitej zmianie; dostrzegasz w jego
oczach, które zaledwie kwadrans temu wręcz kochałaś, pogardę. Zapomniałaś o
istotnym fakcie; możesz z nim flirtować; przysiąść się wieczorem do stolika,
gdzie siedzi popijając ulubioną mieszankę ginu. Możesz z nim rozmawiać,
uśmiechać się przeuroczo, spróbować rozbawić go śmiesznym dowcipem, aczkolwiek
na tym wszystko poprzestanie. Jeżeli sądziłaś, iż tej nocy to rozkoszne ciało
ogrzeje twoje łóżko, a dłonie bezwiednie poczną rozkoszować się dotykiem
brązowozłotej skóry, myliłaś się głupia kobietko. Tracisz nagle bezpieczny
grunt pod nogami, bańka mydlana pryska. Zamiast gorącej atmosfery kipiącej do
niedawna w powietrzu, ogarnia cię nieprzyjemny dreszcz, niesamowite tęczówki
wydają się być dwoma kawałkami skruszonego lodu, nie mając już w sobie nic z
poprzedniego, przyjemnego wyrazu. Odwraca twarz, obdarzając cię spojrzeniem,
potrafiącym zniżyć do poziomu podłogi, może nawet niżej, dogłębnie uświadamiając,
co o tobie sądzi. Wyciąga skórzany portfel, jak na dżentelmena przystało,
regulując rachunek za wasz miło spędzony czas. Później żegna się z tobą w
niemodny już sposób całując twoją dłoń i odchodzi, pozostawiając po sobie
niedosyt pomieszany z zapachem perfum. Przyjdę
tutaj za parę dni – przyznasz sama przed sobą w myślach, gdy będziesz
opuszczała jego ulubiony bar stylizowany na wspaniałe, ponadczasowe lata
dwudzieste, kiedy to kobietki były lekkomyślne, seksowne i zabawne. Chociaż
pozostawiłaś mu numer swojego telefonu komórkowego, zapisany na skrawku cieniutkiej
chusteczki, nie licz, że zadzwoni. Wracając do czterech ścian, wciąż jesteś
zdziwiona odrzuceniem propozycji. Nie rozumiesz, że nawet mężczyzna
potrzebujący bliskości i akceptacji, uczucia i zaspokojenia seksualnego, nie przelatuje
wszystkiego, co się rusza/ma parę cycków. Zresztą wiek chyba do czegoś
zobowiązuje, a on pozostawił młodzieńcze ekscesy już dawno za sobą. On ma dumę,
znając wartość własnej osoby. Przyrzekł, że pozostanie wolny, niezależny i nie
powierzy nikomu ponownie serca, bowiem miłość w jego pojęciu bliska jest
emocjonalnemu rollercoasterowi. Nie przywiązuje się, ale ma uczucia. Naprawdę
je ma. Ludzie jednakże bywają ludźmi.
„Nie pijam herbaty.
Herbata zamula. Co więcej, herbata była jedną z głównych przyczyn upadku
Imperium Brytyjskiego. Bądź tak dobra i zrób mi kawę.”
_____________________________________________
Andy wita po raz drugi (miejmy nadzieję, że tym razem
bez wyimaginowanych problemów ;]), a jego autorka
zaprasza do wątków.
Niebawem zostaną uzupełnione zakładki, w których
można będzie zaadoptować postaci do powiązań z
tym (nie)uroczym dżentelmenem ;)
[Myślę, że nie taki on znowu straszny, a już zwłaszcza przy kobietce pokroju Rosalki. Przyznam, że jestem chętna na wątek, bo ciekawi mnie co by z tego wyszło/ jak się skończyło w przypadki osóbki tak optymistycznej, jak nieśmiałej w przypadku Rosalii. Z racji tej ukończonej historii sztuki może mogliby się na siebie przypadkiem w jakimś muzeum, galerii, czy kościele, no coś by się stać musiało. Bo nie wiem czy jest sens dumać nad powiązaniami, tym bardziej, że ja żadnych możliwości nie widzę.
OdpowiedzUsuńAh, i witam serdecznie :) Tyle z mojej strony.]
Rosalia
[ O proszę jakiego tutaj ciekawego pana mamy :D Jeśli masz ochotę na wątek lub powiązanie to zapraszam.]
OdpowiedzUsuńCora
[Jim Morrison :<]
OdpowiedzUsuńSS
[ uroczy pan, a karte niemalże połknęłam!
OdpowiedzUsuńMam nawet pomysł, a u mnie to rzadko się zdarza. Skoro on studiował historię sztuki w Wielkiej Brytanii, załóżmy, że gdy był na ostatnim roku przyjechali na jego uczelnie ludzie, którzy byli zainteresowani tym kierunkiem - w większości młode włoszki, bo fascynacja sztuką zanika i takie tam i wtedy by się poznali z Anjelicą, która wtedy była bardzo młoda i była jeszcze głupią licealistką. Mogłoby być tak, że coś się między nimi wydarzyło, mogli się cmoknąć albo sporo ze sobą gadać jeśli on podczas studiów już znał swoją żonę i z nią był :> a teraz wpadną na siebie w jakimś klubie, nie poznają się, dopiero po przedstawieniu coś zacznie świtać :>?]
[ Witamy ponownie!
OdpowiedzUsuńTo jakie powiązanie ustalamy między nimi? Przyznam szczerze, że mi się marzy coś pokręconego.
PS. Dozwolone są tylko 2 grafiki w karcie :)]
Cecilia
[ wtedy nam wątek nie wyszedł, to może teraz coś zdziałamy, hm?]
OdpowiedzUsuńsienna
[Jej... Zastanawiałam się nad czymś w rodzaju "Samotności w sieci". Powiedzmy, że rozmawialiby ze sobą naprawdę długo mailowo (on po śmierci żony, a ona jeszcze w trakcie trwania małżeństwa) i jakoś podczas rozmów wyszłoby, że obydwoje są we Florencji. No i takie spotkanie gdzieś tam, bo z charakteru przypominała mu żonę, czy coś.
OdpowiedzUsuńChyba, że wolisz zupełnie inne, to pomyślę. ;)]
Cecilia
[ jest szansa, że może się na jej biurku wylegiwać, głównie na klawiaturze :D]
OdpowiedzUsuńSienna
[No to plan poszedł w łeb xD
OdpowiedzUsuńMoże być też tak, że gadali ze sobą w barze na tematy dla nich naprawdę przyjemne. I sobie taka Cecilia pójdzie, nawet nie podając swojego imienia, a zapomni telefonu, czy coś takiego. Tylko to już jest banalne, a osobiście lubię mieszać i krzywdzić swoje postaci xd]
Cecilia
[Niegłupie!
OdpowiedzUsuńTo teraz inicjujemy ich spotkanie czy dalej bawimy się w mailowanie? I kto zaczyna, tak na marginesie? ;>]
Cecilia
[Jak miło <3 To czekam, skoro tak. :D]
OdpowiedzUsuńCecilia
[ W sumie Cora nie spędza w ogóle czasu w szpitalach bo odeszła od leczenia. Może sobie siedzieć gdzieś z książką, karmić jakieś ptaki, pić piwo w parku obojętnie. Ta dziewczyna teraz korzysta w życia więc wszystko jest możliwe :D]
OdpowiedzUsuńCora
[Ojej, jak mi miło. Dziękuję, że zaczniesz :) To ja ładnie czekam.]
OdpowiedzUsuńRosalia
[Hej słońce, wiem, ze może piszę z głupotą, ale jeśli w relacjach tytuł: "zdefiniuj niedoskonałość" inspirowałaś na innej postaci, będę wdzięczna za zmianę - mam do tego tytułu mega duży sentyment, nadając go zazwyczaj przy kartach swoich postaci. Jeśli się pomyliłam i sama go tworzyłaś - niezmiernie przepraszam za błąd.
OdpowiedzUsuńZ góry dzięki - Vena.]
Venuśka? ;> Moja niepowtarzalna Caareen Fitzgerald? :D
UsuńOczywiście już usunęłam i najmocniej przepraszam za to nieświadome przywłaszczenie :) Mam nadzieję, że się nie gniewasz, czasami niektóre rzeczy zapamiętane z blogów, wykorzystuję :) Fragment: "zdefiniuj niedoskonałość" miał tyczyć się charakteru prostytutki, ale po głębszym namyśle rzeczywiście przypominam sobie pewną kartę zatytułowaną w ten sposób. Więc przepraszam jeszcze raz ;*
UsuńNie ma sprawy. Oczywiście, że się nie gniewam. Po prostu byłam ciekawa zbieżności nazw. ;) Nie chciałam też robić o to wyrzutów, ale naprawdę mam głęboki sentyment do tego tytułu.
UsuńA'propos, zdradzisz skąd się znamy? ;)
PS: Śliczne zdjęcie.
Czasami człowiek ma potrzebę usadowienia swojego tyłka na krześle/fotelu/leżaku/gdziekolwiek, aby podsumować swoje dotychczasowe życie. Zrobić kalkulację dobrych i złych uczynków, a także sprawdzić każdą podjętą przez siebie decyzję, aby dowiedzieć się, jakim cudem znalazł się w takim, a nie innym punkcie: siedząc na balkonie, z nogami na zdobionej we włoskim stylu balustradzie, papierosem w jednej dłoni i kieliszkiem czerwonego, słodkiego wina w drugiej, przyglądając się rozległym polom na obrzeżach Florencji, które opływało złote, toskańskie słońce chylące się stopniowo ku zachodowi. Idealna oprawa dla nostalgicznych potyczek, nieprawdaż?
OdpowiedzUsuńKiedy tak przypominała sobie wszystko, co do tej pory zrobiła, nie mogła uwierzyć w swoją głupotę połączoną z całkowitą ślepotą i naiwnością godną kilkuletniego dziecka. Nie rozumiała, jakim cudem skończyła studia, skoro była taką kompletną kretynką. Och, moment. Ktoś kiedyś
(bardzo mądry i znający się na życiu) napisał, że miłość ogłupia, oślepia i ogłusza jednocześnie. Zdecydowanie zgadzała się z tym określeniem i bardzo chętnie napiłaby się teraz z tym człowiekiem, gdyby wiedziała, że żyje (i czy żyje) oraz kim był. Bo tak właśnie było w jej przypadku. Kiedy poznała Richarda była tak w nim zauroczona, tak zakochana, że całkowicie straciła kontrolę nad swoim życiem. Poddała się mu, a niemalże każą decyzję podejmowała pod wpływem swojego byłego (na szczęście) męża.
To dla niego przenieśli się na Manhattan oraz to ona utrzymywała jego, kiedy stracił pracę w jednym z banków. Przez bite dziewięć lat trwania małżeństwa była całkowicie podporządkowana temu człowiekowi. Jednak nie dlatego, że nie znała znaczenia słowa "asertywność". Kochała go. I tym tłumaczyła wszystkie gówniane decyzje w swoim życiu. Nawet to, że bez walki oddała mu mieszkanie. Ale czego się dziwić, skoro nie miała najmniejszej siły podnieść się z łóżka po tym, jak ją potraktował? A to, co usłyszała na sali sądowej sprawiło, że niemalże straciła przytomność, dostała zawału serca i apopleksji jednocześnie. Mogła uchylić mu świata, a on co zrobił? Powiedział, że nigdy jej nie kochał. Nigdy.
Dlatego wyjazd do Włoch był czymś, czego potrzebowała. Ta cała ucieczka od wspomnień i uczuć miała być swojego rodzaju wybawieniem. Sęk w tym, że pomimo ludzi ją otaczających, pomimo tego, że była cały czas zajęta, zdarzały się chwile, w których nie mogła po prostu zapomnieć o tym, dlaczego znalazła się w tym miejscu, w tej pięknej Toskanii. Ani o tym, że była całkowicie samotna wśród tłumu ludzi.
Ból i żal, który wciąż gdzieś tam się tlił, sprawiał, że miała chwile, w których nie chciała widzieć nikogo. W których zrzucała pościel z łózka, aby potem płakać i tulić się jedynie do materacu. To były chwile załamania, w których żałowała wszystkiego, co do tej pory zrobiła. Włącznie z tym, że poznała Richarda.
Jednak gdyby nie jej były mąż, nigdy nie wplątałaby się w dosyć specyficzną znajomość z jego znajomym z branży - Andym. Nigdy nie mówiła do niego Andrew. Nigdy. Uważała, że nie pasuje do niego pełna forma imienia, ponieważ była zbyt poważna, jak dla niego.
Harper był swojego rodzaju człowiekiem specyficznym. Kimś, z kim Cecilia znalazła wspólny język, czy to na temat sztuki, czy literatury, a nawet tego, jak idiotycznie czasami zachowuje się Rick. Doprawdy, rozmowy tej dwójki przechodziły różne etapy ze skrajności w skrajność, niejednokrotnie zahaczając o uczucia, które Cecilia starała się trzymać głęboko ukryte. Wolała o tym wszystkim nie myśleć, nie rozmawiać, dzięki czemu jej poranione serce miałoby możliwość zaleczenia się w miarę biegu czasu.
Na długi okres czasu zawiesiła rozmowy z Harperem, nie mając pojęcia, co jest tego prawdziwym powodem.
Nie ukrywajmy jednak, że powrót do nic był dla tej blondynki niczym zbawienie. Oczywiście, niekoniecznie tematy, na jakie rozmawiali. Jak chociażby fakt załamania Andrew po śmierci jego żony i to całe uzależnienie. Do tej pory pamiętała wiadomość, jaką mu przesłała. Jak bardzo wtedy była wściekła i zawiedziona jego zachowaniem nie miał pojęcia nikt - poza adresatem wiadomości.
Aż do teraz. Gdy okazało się, że obydwoje znajdują się we Florencji, obydwoje mogą ze sobą rozmawiać normalnie tak, jak to robili mailowo... Poczuła swojego rodzaju radość zmieszaną z oczekiwaniem i niepewnością. A jeśli okaże się, że po tym wszystkim nie potrafią ze sobą rozmawiać? Że będą tylko milczeć obok siebie i tyle? To ją najbardziej przerażało. Że nagle się zatną i nici z jakiejkolwiek znajomości.
UsuńNie liczyła na nic, kiedy dopijała swoje wino. Nie spodziewała się czegokolwiek ze strony Andy'ego, a co dopiero tego, że zacznie się jej zwierzać również realnie. A raczej - tak sobie po cichu wmawiała.
Robotnicy, którzy dostrzegli rosłego jegomościa w nienagannym stroju, który stał przed wejściem do domu ich szefowej, zaczęli szturchać się jeden przez drugiego, aby ostatecznie najmłodszy z nich - Paweł - pobiegł dookoła, w kierunku balkonu, na którym przesiadywała kobieta.
- Pani Cecilio! Jakiś facet na dole się dobija do drzwi. Mamy go pogonić? - spytał, kalecząc nieco angielski. Kobieta spojrzała na Pawła ze zmarszczonymi brwiami, aby po chwili pacnąć się zamaszyście w czoło.
- Nie, nie. Zostawcie. Ja już schodzę! - odkrzyknęła i biegiem ruszyła w kierunku wyjścia z sypialni. Przemierzając korytarze domu, zerknęła kątem oka na lustro, sprawdzając swoją aparycję. Jasne włosy wciąż były w artystycznym nieładzie przez loki, których nijak nie potrafiła ujarzmić. Jasna koszula wsunięta w spodnie typu 7/8 i koturny sprawiały, że wyglądała luźnie, a zarazem z klasą. Cóż poradzić, uwielbiała taki styl, a i luźniejsze koszule ukrywały niewielkie piersi blondynki, z których nigdy, ale to nigdy nie była dumna.
I w taki sposób, po przewróceniu jednej lampki, nieomalże stłuczeniu jakiegoś wazonu, a także przewróceniu wiadra ze szczotkami otworzyła drzwi. Jak zawsze roztrzepana, wieczne blada pomimo toskańskiego słońca z szerokim uśmiechem na ustach.
- Andy - powiedziała na wydechu, przyglądając się mężczyźnie. - Cześć - dodała, trzymając ręce na klamce, przy czym wciąż stawała w futrynie, obserwując mężczyznę, jakby zobaczyła jakiegoś ducha. A może tym dla niej był? Duchem? Kimś, kogo w życiu by się nie spodziewała przed drzwiami swojego domu we Włoszech, jakkolwiek to teraz brzmiało.
Cecilia